Choć wygląda to jak scena z marnego thrillera, w rzeczywistości nią nie jest. Mężczyzna to mieszkaniec Tajlandii, hodowca i wielbiciel tego gatunku. Od dziesięciu lat do jego domu ciągną turyści zafascynowani wyczynami śmiałka.

Mogłoby się wydawać, że tajskiego „króla skorpionów” i jego jadowitych przyjaciół wiąże niezwykła więź, ale mgr Jadwiga Korczak z Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Warszawie nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. – To kwestia przyzwyczajenia. Bezkręgowce, czyli między innymi pająki i skorpiony, jeśli są przyzwyczajone od wczesnej młodości do brania ich na ręce, nie czują się zagrożone. Można je wówczas bezkarnie dotykać – przekonuje.

Lepiej jednak mieć się na baczności, co spragnionym wrażeń turystom sugerują także Tajowie.