[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/14/piotr-gursztyn-debata-prezydencka-czy-panel-dyskusyjny/" target=blank]Weź udział w dyskusji[/link] [/wyimek]
Tylko Bronisław Komorowski pokazał kilkakrotnie, że uważa, iż jemu więcej wolno. On był autorem najostrzejszych wypowiedzi. Szczególnie, gdy na sam koniec zaatakował Grzegorza Napieralskiego za jego rzekome konszachty ze zwolennikami IV RP. A także, gdy atakował gospodarza debaty, czyli TVP, twierdząc iż jest to partyjne medium PiS i SLD.
Debata potwierdziła to wszystko co już wiemy o tej czwórce kandydatów. Nic nowego żaden z nich nie powiedział. Pewnym zaskoczeniem było to, że pojawił się - wbrew wcześniejszym swoim zapowiedziom - Bronisław Komorowski. Recenzenci polskiej polityki winni go pochwalić za zmianę decyzji. Choć jednocześnie jest bardzo niedobrze, gdy reprezentant partii rządzącej pozwala sobie na tak ostrą i jednostronną krytykę jednego z mediów. Jednostronną, gdy przypomnimy sobie słowa znaczącego członka jego Komitetu honorowego - mowa tu o Andrzeju Wajdzie - że w dwóch największych stacjach komercyjnych Komorowski i PO mają przyjaciół.
Widać było, że ataki ze strony Bronisława Komorowskiego i jego partii do pewnego stopnia sparaliżowały gospodarzy debaty. TVP zorganizowała program w sposób mocno asekuracyjny. Właściwie nie była to debata, lecz kolejne odpytywanie kandydatów. Między nimi samymi nie było też żadnej interakcji. Stąd musieliśmy wysłuchać ich wyuczonych odpowiedzi na pytania, których zapewne się spodziewali.
Wizja prezydentury, sposoby walki z powodzią, kształt państwa, edukacja, euro, in vitro, służba zdrowia, przedsiębiorczość, rozwój wsi, bezpieczeństwo energetyczne, Afganistan - o tym po kolei mówili. I nie trzeba było tej debaty, aby poznać ich poglądy. To samo znaleźlibyśmy w broszurach kandydatów i na ich stronach internetowych. Żaden z nich nie przygotował nawet czegoś w rodzaju asa z rękawa, czym mógłby zaskoczyć widzów.