– Wcale nie jestem korespondentem wojennym – mówił – lecz posługującym się kamerą reporterem czasu pokoju, osobą, której praca polega na przemierzaniu świata i fotografowaniu ludzi, nie bomb. Ale w zdjęciach z Warszawy postanowił przekazać prawdę o „najpotworniejszym w czasach współczesnych mordowaniu ludzi”. I takie są jego fotografie. Pokazują dramat ludności cywilnej. Szczególnie poruszające są zdjęcia ludzkich ciał i walących się domów. Najbardziej wstrząsające – ale i najsłynniejsze – jest to, na którym 12-letnia dziewczynka pochyla się nad ciałem zabitej siostry. Poruszają fotografie ze szpitala położniczego Świętej Zofii, na których Bryan uwiecznił zrozpaczone matki trzymające w ramionach swoje niedawno narodzone dzieci oraz lekarza opatrującego rannego noworodka.
Ale w albumie zamieszczono też zdjęcia, przy których można się z zadumą uśmiechnąć – na przykład jak to, na którym widzimy dwóch chłopców na gruzach kamienicy czytających tygodnik „Gazetka Miki”.
Czy warto mieć taki album w domu? Z pewnością, bo – jak napisał amerykański korespondent wojenny Maurice Hindus w przedmowie do albumu Bryana z 1940 roku
– „Ludzki język może ukryć prawdę. Ale obiektyw aparatu jest tak bezwzględny w opisywaniu rzeczywistości, jak totalitarni władcy w jej zakłamywaniu”.