Prawdziwa cnota rządowa krytyki się nie boi? Okazuje się, że jednak boi, a za krytykanctwo karze mandatem. Jak pisze Wszołek na salonie 24.pl:

W Internecie robi właśnie karierę skan mandatu, który ktoś otrzymał w Białymstoku - zapewne kibic - za "okazywanie lekceważenia konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej". Fani Jagiellonii protestowali przeciwko zamknięciu trybuny i skandowali: "Tusk matole. Twój rząd obalą kibole". Policja, jak pisała "Rzeczpospolita", zatrzymuje i wlepia mandaty tylko za transparenty.

Jesteście ciekawi, ile kosztuje „przyjemność" krytyki premiera?

Mandat za krytykę rządu wynosi dziś 500 złotych - pisze Wszołek. - Za niedługo ktoś u władzy wpadnie na inny pomysł, by pozbyć się krytyków. Przy urnach nie będzie można zagłosować na inną partię niż PO. Głosowanie na SLD wyniesie delikwenta 100 zł, na PiS - 500 zł. Najtaniej stoją akcje PJN, więc jeśli wytrwa do wyborów, rząd zainkasuje za jeden głos 50 zł. To oczywiście żarty. Choć jeśli wczytamy się w treść mandatu, wcale nie robi się wesoło.?

Serdecznie gratulujemy tego typu akcji zbiórki funduszy. Liczymy, że zostaną one przeznaczone na nowe "Orliki" i budowę czteropasmowych autostrad. Swoją drogą PO jest "Mistrzem Polski" w swojej klasie! Za krytykę rządu nie dawał mandatów nawet "autorytarny" PiS.