Czy polskie media są stronnicze, a dziennikarstwo śledcze jest nadal popularne – pyta Piotr Semka w najnowszym tygodniku „Uważam Rze”.
Publicyści przyglądający się wielu różnym śledztwom prokuratury z polityką w tle z ostatnich dwóch dekad odpowiadają: Tylko naiwni mogą dziwić się, że „Broda” nagle przypomniał sobie, że brzydkie sprawki Drzewieckiego powinno się przesunąć na okres sprzed istnienia PO. Tylko idealiści mogą wierzyć, że znajdą się prokuratorzy, którzy prowadzić będą śledztwo, w jakim pojawią się kompromitujące fakty dotyczące wciąż najsilniejszej partii władzy. (…) Bo mechanizm lęku przed politycznymi konsekwencjami grzebania w tym, co ma pozostać na zawsze tajemnicą, działa już na etapie śledztwa – gdy ocenia się, co jest wiarygodne, a co nie. Co ważne, a co nie. Gdzie gangster zmyśla, a gdzie nie. Może taka selekcja sprawia, że w zeznaniach nie ma już nic, co może przeszkodzić w dalszej karierze prokuratorskiej? A może ten mechanizm dociera do celi, gdzie „skruszony” dowiaduje się z różnych przekazów, co może mówić, a za co może „beknąć”? A może działa parę mechanizmów naraz? – pisze Semka.
Publicysta zwraca również uwagę na pozorną „niezależność” prokuratora generalnego
Czy prokurator generalny jest całkowicie niezależny od premiera? Przecież w myśl prawa składa on co roku sprawozdanie ze swojej działalności, które trafia poprzez ministra sprawiedliwości na biurko premiera. Donald Tusk może je przyjąć albo odrzucić. W tym drugim przypadku można wszcząć procedurę odwołania prokuratora generalnego poprzez sejmowe głosowanie. Prawo nie uściśla, ile czasu ma premier na taką decyzję. Może trzymać sprawozdanie w biurku i przedłużać stan niepewności. I tak np. pośrednio tworzyć element nacisku na prokuratora – czytamy w najnowszym „Uważam Rze”?