Orban na zakręcie

Liczby i zakresu reform wprowadzanych przez rząd Węgier nie da się porównać z działaniami żadnej innej europejskiej ekipy. Tyle że poza premierem nikt chyba nie jest w stanie ich ogarnąć – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 27.04.2012 04:01

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Przyszedł najtrudniejszy czas dla Viktora Orbana. Najbliższe tygodnie mogą zdecydować o powodzeniu jego projektu politycznego. Znalazł się pod ogromną presją międzynarodowych instytucji. Jeśli MFW nie udzieli kredytu, nie da sygnału rynkom, że sytuacja jest stabilna, finanse Węgier mogą znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji.

Orban nie przewidział  tego, jak ostry będzie atak na jego kraj i jak źle reagować na to będą rynki finansowe. Mimo tego, że zrobił już bardzo wiele, by wyciągnąć finanse państwa z ruiny po socjalistach, rynki mu nie wierzą. Tymczasem Międzynarodowy Fundusz Walutowy, pod naciskiem Komisji Europejskiej, stawia Budapesztowi kolejne polityczne warunki, wzmaga napięcie. W Budapeszcie to napięcie czuć coraz mocniej.

Twardy i kompromisowy

Kryzys dotyka wielu ludzi,  setki tysięcy rodzin są  pozadłużane we frankach szwajcarskich, które kosztują dziś znacznie więcej niż kiedyś. Ponadto Węgrzy czują się fatalnie, bo mają poczucie, że cała Europa krytykuje, atakuje, wyśmiewa i nazywa faszystą ich premiera, w którym ciągle miliony ludzi pokładają wielkie nadzieje.

To budzi gorycz. I na tę gorycz rządzący na Węgrzech politycy muszą odpowiadać. Stąd coraz ostrzejsza retoryka Viktora Orbana. W wypowiedziach dla węgierskich mediów mówi wprost: „Komisja Europejska nas szantażuje".

Ale w Brukseli nie jest już tak zdecydowany. Ustąpił w sprawie ustawy dotyczącej banku centralnego, wprowadza zmiany w ustawie medialnej. – On jest w bardzo trudnej sytuacji. Wie, że jednocześnie musi być twardy i kompromisowy. To jest zawodowy polityk i to doskonale rozumie. Twardy, bo tego dziś oczekują od niego Węgrzy. Kompromisowy, bo to wymusza na nim sytuacja międzynarodowa – mówi prof. Janos Horvath, emerytowany profesor, ekonomista, nestor węgierskiego parlamentu, który wiele lat spędził USA. A ostatnio często doradzał Orbanowi. – Premier musi teraz wytłumaczyć Zachodowi, że tylko on jest w stanie utrzymać stabilizację i pokój na Węgrzech – mówi.

Ale nawet wśród zwolenników Orbana można znaleźć niezadowolonych. Rozmawiam z młodym konserwatystą, który intensywnie pracował  dla Fideszu podczas kampanii. – Jest kompletny chaos. Codziennie zmieniają decyzje. Fatalnie to komunikują. Niepotrzebnie Orban mówi takim twardym językiem. On sam szuka kłopotów za granicą, a wielu z nich mógłby uniknąć, gdyby działał rozsądniej – mówi dość sfrustrowany.

W Fideszu jest sporo osób, które uważają, że wobec Komisji Europejskiej i MFW Viktor Orban powinien być jeszcze bardziej kompromisowy, a przede wszystkim używać zupełnie innego języka.  Część jego współpracowników przekonuje go, że powinien zmienić kurs wobec Brukseli, że musi się otworzyć. – Jesteśmy w tej sprawie w ostrym sporze z premierem – deklaruje jeden z jego bliskich współpracowników.

Aby nie zabrakło czasu

Czy Orban wysłucha w końcu argumentów swojego otoczenia?  Dwie różne osoby opowiedziały mi podobną historię o tym, jak premier odnosi się do propozycji współpracowników. – On słucha każdego i wiecznie stawia nowe kolejne trudne pytania. Na dzień dobry często mówi „nie", a potem wyszukuje argumenty przeciwko twoim. Wychodzisz od niego zrezygnowany, widzisz, że go nie przekonałeś. A on wzywa następnego doradcę i w rozmowie z nim używa twoich argumentów. Nikt nie wie, co na koniec zdecyduje.

Jego współpracownicy są np. przekonani, że pojedzie do Brukseli i rozpęta kolejną wojnę, a tymczasem on spotyka się z Barroso i zapowiada ustępstwa w kluczowych sprawach.

Zmiany idą szybko, tak szybko, że także większość obywateli nie może się w nich połapać.  Ustawy często zawierają błędy i trzeba je poprawiać

Pewien politolog zdecydowanie sympatyzujący z premierem pytany przeze mnie o szczegóły jednej z reform mówi: – Wiesz, sam się w tym wszystkim gubię, tych zmian jest tak dużo, że trudno się połapać.

Zmiany idą szybko, tak szybko, że także większość obywateli nie może się w nich połapać.  Ustawy często zawierają błędy i trzeba je poprawiać. Efektem  jest chaos i wiele nieporozumień.

Ale taka jest cena skutecznego przeprowadzania reform. – Kiedy poprzednio rządziliśmy, wszystko najpierw szczegółowo analizowaliśmy pod różnymi kątami. Każda ustawa była wprowadzana niezwykle ostrożnie. I wielu rzeczy nie udało nam się zrealizować.  Zabrakło czasu. Viktor to zrozumiał. Wie, że, aby skutki reform były odczuwalne, musimy wprowadzić je ciągu pierwszych dwóch lat – tłumaczy współpracownik Orbana.

Aby przyspieszyć procedury, postanowiono, że większość ustaw będzie wprowadzana przez parlament, za pośrednictwem posłów Fideszu, tak, aby nie musiały przechodzić żmudnej drogi rządowej, akceptacji przez kolejne ministerstwa i komitety.

Premier zdaje sobie sprawę że nie wszystko idzie najlepiej. Budapeszteńskie plotki mówią, że w najbliższym czasie dokona kilku poważnych zmian w rządzie. Ale nikt nie wie jakich.

Orban jest coraz bardziej samotny. Słucha wielu ekspertów, radzi się, waży racje, ale ostateczne decyzje są jego. W Fideszu wierzą w jego intuicję polityczną, skuteczność i  determinację w dążeniu do przeprowadzania zmian. Ma przy tym niezwykły zmysł wyczuwania tego, co myślą ludzie, jak z nimi rozmawiać, jakim językiem do nich mówić. Jak sprawić, by czuli, że uczestniczą w wielkiej przebudowie Węgier.

Wystarczyła transmisja

– Przed wyborami atmosfera była taka jak u was w sierpniu 1980 – opowiada węgierski dyplomata, zwolennik Orbana, który dobrze zna Polskę. – W domach, w knajpach spotykali się winiarze, biznesmeni, inteligencja, prości ludzie.  W każdej wsi, w każdym miasteczku, dzielnicy odbywały się spotkania. Na jednym ktoś czytał wiersze, na innym dyskutowali ekonomiści, na innym pokazywano tańce ludowe. I dyskusje o polityce, często do późna w nocy, przy winie, palince. W całym kraju tworzono „kręgi obywatelskie", nieformalne organizacje, niezwiązane bezpośrednio z Fideszem, które chciały zmian.

Zwolennicy Orbana mają silne poczucie, że premier jest z nimi, że ich broni i kiedy on potrzebuje wsparcia, to mu je dają. Kiedy rozpoczął się atak Komisji Europejskiej na Viktora Orbana, działacze kręgów obywatelskich zorganizowali wielki marsz w jego obronie. – Przyszło pół miliona ludzi w 10-milionowym kraju. Czy pan sobie to wyobraża? To proporcjonalnie tak, jakby na ulice Waszyngtonu w obronie prezydenta USA przyszło 12 milionów demonstrantów – mówi jeden z moich rozmówców.

A nikt nie podstawiał autokarów, nikt nie przywoził uczestników. Wystarczyła telewizyjna transmisja z Parlamentu Europejskiego, gdzie odbył się brutalny atak na węgierski rząd. To zmobilizowało Węgrów, którzy nie zamierzają godzić się z tym, jak Europa traktuje ich przywódcę.

Zoltan Csimedia był jednym z organizatorów marszu. – Nieśliśmy transparent:  „Nie chcemy być  kolonią".  Potem Orban powiedział mi, że to było dla niego niezwykle ważne, iż dzięki tej manifestacji potem w Strasburgu było mu łatwiej – mówi.

Pół na pół

Mimo tak intensywnych ataków, mimo tylu rewolucyjnych zmian wprowadzanych jednocześnie na bardzo wielu polach i tak ma ciągle bardzo duże poparcie.

W jednej z tysięcy budapeszteńskich knajpek wieczorem wszystkie miejsca zajęte. W większości 20-, 30-latki.  Młodzi, kolorowo ubrani. – Pewnie większość z nich nie cierpi Orbana? – pytam. – Eee, myślę, że pół na pół. U nas w akademiku połowa jest za Fideszem, połowa przeciw.  Temat wywołuje tak duże emocje, że ludzie wolą ze sobą o tym nie rozmawiać  –  tłumaczy mi studentka hungarystyki.

W centrum miasta, gdzie swoje siedziby mają banki i wielkie firmy, zaczepiam dobrze ubranego trzydziestokilkulatka. Jest prawnikiem. – Wierzę, że Orban odniesie sukces, on dba o interesy Węgier. Opozycja robi wszystko, by utrudnić mu życie za granicą. Ale kierunek zmian jest dobry. Deficyt się zmniejsza – przekonuje.

Pięćdziesięciolatek, rzemieślnik:  – Widzę pierwsze dobre  zmiany. Orban daje nadzieję.  Niezależnie od tej wielkiej krytyki z zewnątrz wierzę w niego. Jesteśmy małym państwem, mamy problemy finansowe i wielkie międzynarodowe instytucje nie chcą, byśmy za bardzo podskakiwali.

Inny mój rozmówca, pracownik jednej z międzynarodowych firm z rynku nieruchomości, jest po drugiej stronie barykady. – Oddalamy się od Europy. Jest bałagan, ciągłe zmiany. Ten rząd prowadzi nas do upadku. Socjaliści rządzili źle, ale integracja europejska była dla nich ważna – tłumaczy. Jaka jest na to rada? – Opozycji praktycznie nie ma. Najlepiej, gdyby jak najwięcej kompetencji przejęła Bruksela, to dla nas jedyne dobre rozwiązanie – mówi.

Uwielbia konflikty

Liczby i zakresu reform wprowadzanych przez  obecny rząd Węgier nie da się porównać z działaniami żadnej innej europejskiej ekipy. Poza samym premierem nikt chyba nie jest na Węgrzech w stanie ogarnąć wszystkiego, co się zmienia. Czy uda mu się wygrać wszystkie toczone jednocześnie bitwy? To zadanie ogromnie trudne. Ale Orban znakomicie czuje się w trudnych sytuacjach. Uwielbia wielkie wyzwania i konflikty.

Przyszedł najtrudniejszy czas dla Viktora Orbana. Najbliższe tygodnie mogą zdecydować o powodzeniu jego projektu politycznego. Znalazł się pod ogromną presją międzynarodowych instytucji. Jeśli MFW nie udzieli kredytu, nie da sygnału rynkom, że sytuacja jest stabilna, finanse Węgier mogą znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji.

Orban nie przewidział  tego, jak ostry będzie atak na jego kraj i jak źle reagować na to będą rynki finansowe. Mimo tego, że zrobił już bardzo wiele, by wyciągnąć finanse państwa z ruiny po socjalistach, rynki mu nie wierzą. Tymczasem Międzynarodowy Fundusz Walutowy, pod naciskiem Komisji Europejskiej, stawia Budapesztowi kolejne polityczne warunki, wzmaga napięcie. W Budapeszcie to napięcie czuć coraz mocniej.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości