Przyszedł najtrudniejszy czas dla Viktora Orbana. Najbliższe tygodnie mogą zdecydować o powodzeniu jego projektu politycznego. Znalazł się pod ogromną presją międzynarodowych instytucji. Jeśli MFW nie udzieli kredytu, nie da sygnału rynkom, że sytuacja jest stabilna, finanse Węgier mogą znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji.
Orban nie przewidział tego, jak ostry będzie atak na jego kraj i jak źle reagować na to będą rynki finansowe. Mimo tego, że zrobił już bardzo wiele, by wyciągnąć finanse państwa z ruiny po socjalistach, rynki mu nie wierzą. Tymczasem Międzynarodowy Fundusz Walutowy, pod naciskiem Komisji Europejskiej, stawia Budapesztowi kolejne polityczne warunki, wzmaga napięcie. W Budapeszcie to napięcie czuć coraz mocniej.
Twardy i kompromisowy
Kryzys dotyka wielu ludzi, setki tysięcy rodzin są pozadłużane we frankach szwajcarskich, które kosztują dziś znacznie więcej niż kiedyś. Ponadto Węgrzy czują się fatalnie, bo mają poczucie, że cała Europa krytykuje, atakuje, wyśmiewa i nazywa faszystą ich premiera, w którym ciągle miliony ludzi pokładają wielkie nadzieje.
To budzi gorycz. I na tę gorycz rządzący na Węgrzech politycy muszą odpowiadać. Stąd coraz ostrzejsza retoryka Viktora Orbana. W wypowiedziach dla węgierskich mediów mówi wprost: „Komisja Europejska nas szantażuje".
Ale w Brukseli nie jest już tak zdecydowany. Ustąpił w sprawie ustawy dotyczącej banku centralnego, wprowadza zmiany w ustawie medialnej. – On jest w bardzo trudnej sytuacji. Wie, że jednocześnie musi być twardy i kompromisowy. To jest zawodowy polityk i to doskonale rozumie. Twardy, bo tego dziś oczekują od niego Węgrzy. Kompromisowy, bo to wymusza na nim sytuacja międzynarodowa – mówi prof. Janos Horvath, emerytowany profesor, ekonomista, nestor węgierskiego parlamentu, który wiele lat spędził USA. A ostatnio często doradzał Orbanowi. – Premier musi teraz wytłumaczyć Zachodowi, że tylko on jest w stanie utrzymać stabilizację i pokój na Węgrzech – mówi.