Korespondent dziennika telefonował z Białegostoku: „Wczoraj przed wieczorem oddziały generała Żeligowskiego złożone z Polaków kresowych bez rozkazu Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego zajęły Wilno. Ludność polska, znękana rządami najeźdźców, z niesłychanym entuzjazmem powitała współziomków, swych wybawicieli. W mieście zawiązały się autonomiczne władze polskie."
W wydaniu z następnego dnia redaktor naczelny Stanisław Stroński tak skomentował tę wiadomość: „Krok litewsko-białoruskiej dywizji gen. Żeligowskiego, który z punktu widzenia wojskowego każdy trzeźwy i rozsądny Polak uważać musi za objaw smutny i niepożądany, jest odruchem zdrowego instynktu narodowego, który w rozpaczliwym wysiłku buntu postanowił rozciąć ten węzeł gordyjski, jaki około sprawy Wilna i ziem wileńsko-grodzieńskich naplątały dwa lata bałamutnej i szkodliwej polityki wschodniej.
Nie było wśród licznych i twórczych zagadnień granic Rzplitej żadnego, w którym by polska polityka oficjalna popełniła tyle i tak wielkich błędów, jak właśnie w sprawie Wilna. Trzeba to sobie otwarcie powiedzieć.
W wydaniu wieczornym z 13 października przedrukowano komentarz londyńskiego „Times'a" o przyczynach wyprawy wileńskiej Żeligowskiego. Komentator postawił tezę, że powodem wyprawy dywizji generała był „stan umysłów jego żołnierzy". Napisał: „Okrucieństwa popełnione przez czerezwyczajkę ustanowioną w Wilnie w dwa dni po podpisaniu traktatu pomiędzy Litwą a Rosją, skazanie na śmierć wielu Polaków, którzy mieli krewnych w dywizji Żeligowskiego, oto były główne przyczyny, które obudziły postanowienie obalenia rządu zaprowadzonego w Wilnie przy pomocy bolszewików bez zapytania o zdanie ludności miejscowej."
Innym motywem, który popchnął dywizję Żeligowskiego do wyprawy wileńskiej, jest postanowienie rządu litewskiego, że wszyscy Litwini służący w armii polskiej mają być traktowani jako zdrajcy, a "majątki ich mają ulec konfiskacie."