Życie ważniejsze niż korzenie

Kiedy lekarze, pielęgniarka i sanitariusz pochylili się nad pierwszym dzieciątkiem zostawionym w naszym oknie życia, można było odnieść wrażenie, jakby stali w grocie i pochylali się nad żłóbkiem – opowiada Janinie Blikowskiej zakonnica, która opiekuje się oknem życia w Warszawie

Aktualizacja: 27.12.2012 20:21 Publikacja: 27.12.2012 17:32

Siostra Barbara Król: – Matka Teresa powiedziała kiedyś, że uratowanie choćby jednego dziecka to ura

Siostra Barbara Król: – Matka Teresa powiedziała kiedyś, że uratowanie choćby jednego dziecka to uratowanie całego świata

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Red

Kiedy powstało okno życia przy zakonie?

To było 6 grudnia 2008 roku. Niedawno minęły cztery lata od tamtej chwili. Czy data była przypadkowa? Chyba tak. Okno było szykowane od października. Zanim te przygotowania zakończono, był już grudzień.



Dlaczego dla okna wybrano właśnie ten zakon, a nie inny? Co o tym zdecydowało?

Rok 2008 przeżywaliśmy pod hasłem „Otoczmy troską życie”. Takie okna powstawały już wcześniej. Pierwsze powstało w Krakowie w 2006 roku. Wtedy w naszym zgromadzeniu zrodziła się myśl, by takie okno powstało także i u nas. Te nasze plany zbiegły się z podobnym pomysłem księdza kardynała Kazimierza Nycza. Wcześniej myślano o innym klasztorze w Warszawie, ale w końcu wybrano nasz dom.



Dobrze się stało?

Dobrze, bo to jest dobre miejsce w Warszawie. Dobra lokalizacja, blisko dworce Centralny i Śródmieście. Ulica jest jednokierunkowa, bardzo spokojna jak na tę dzielnicę. Kiedyś, gdy odwiedził nas lekarz, który opiekuje się przekazanymi nam dziećmi, powiedział, iż nie wiedział, że w centrum Warszawy jest taka cicha i tajemnicza ulica.



Pamięta siostra, kiedy pierwsze dziecko trafiło do okna życia?



Kiedy ksiądz kardynał Nycz święcił nasze okno życia, powiedział, że chciałby, aby nigdy nie było ono potrzebne. No i my tak właśnie myślałyśmy – że ono nie będzie potrzebne, ale stało się inaczej. Dokładnie dwa tygodnie później, 21 grudnia 2008 roku, przyniesiono nam pierwsze dzieciątko. To było dla nas wielkie zaskoczenie, że okno okazało się tak szybko potrzebne.



Jakie emocje towarzyszyły wtedy siostrom, przy pierwszym przyniesionym tutaj dziecku?

Pamiętam to doskonale. Gdy usłyszałyśmy dzwonek informujący, że ktoś otworzył okno życia, byłyśmy z siostrą, która wraz ze mną opiekuje się tym projektem, zaszokowane. W pierwszej chwili myślałyśmy, że jest to lalka, że ktoś nam jakiś numer zrobił, bo czasami takie fałszywe sygnały się pojawiają. Tymczasem wtedy, 21 grudnia 2008 roku, znalazłyśmy w oknie pięknie ubrane dzieciątko. To był śliczny chłopczyk z małą wyprawką. Miał jakieś pieluszki, oliwkę do smarowania... Przełożyłyśmy chłopca do łóżeczka obok, przykryłyśmy kocykiem, ogrzałyśmy go i wezwałyśmy pogotowie. To było niezwykłe doświadczenie. Może miał na to wpływ okres Bożego Narodzenia? Kiedy lekarze, pielęgniarka i sanitariusz pochylili się nad tym dzieciątkiem, można było odnieść wrażenie, jakby stali w grocie i pochylali się nad żłóbkiem. Nad małym Jezusem w Betlejem.



Ile dzieci trafiło dotychczas do tego okna?

W sumie jedenaścioro. Najwięcej było w pierwszym roku. Później już troszkę mniej, a w tym roku tylko jedno. W maju.


Dziecko to nie jest przedmiot, jakaś rzecz, którą ktoś przyniósł. To jest największy dar. To jest życie. Zostawiając w oknie dziecko, ktoś nam to życie powierza

Przy każdym dziecku były podobne emocje?

Przy każdym dzieciątku są takie same emocje. Dziecko to nie jest przedmiot, jakaś rzecz, którą ktoś przyniósł. To jest największy dar. To jest życie. Zostawiając w oknie dziecko, ktoś nam to życie powierza. A naszą rolą jest czuwanie, aby dziecko, które tu trafi, było bezpieczne, aby nie zmarzło, aby od razu otrzymało pomoc.



Komu potrzebne jest okno życia? Czy możemy się domyślać, kim są matki, które zostawiają tu swoje dzieci?

Warto pamiętać, że to okno nie zostało stworzone dla każdego. Powstało jedynie dla matek, które borykają się z naprawdę olbrzymimi problemami. Chodzi o to, aby uniknąć drastycznych sytuacji, aby kobiety w afekcie nie porzucały noworodka na śmietniku, ale mogły zostawić dziecko w bezpiecznym miejscu.



Zastanawiała się kiedyś siostra, co kieruje matkami, że przynoszą własne dziecko do okna życia?

Od czasu do czasu się nad tym zastanawiam, ale nie znajduję jednej odpowiedzi dotyczącej wszystkich przypadków. To jest indywidualna sprawa każdej matki, każdej osoby, która przynosi tu swoje dziecko. Czasami myślę, że przyczyną jest desperacja kobiety, która w swoim otoczeniu nie znalazła pomocy. Nie potępiam tych kobiet, bo dały życie temu dziecku i przekazały je do okna życia, a stąd ono poszło dalej. Wszystkie dzieci, które do nas przyniesiono, są w rodzinach adopcyjnych, mają nowych rodziców, którym dają radość i szczęście.



Czy siostry śledzą los tych dzieci?

Nie robimy tego, bo nie mamy takich możliwości.



Czy rodzinom, które adoptowały te dzieci, mówi się, że znaleziono je w oknie życia?

Tego nie wiem. Od nas dzieci trafiają do szpitala, a stamtąd do ośrodka przedadopcyjnego, a później, po adopcji, do rodzin zastępczych. Nie bierzemy udziału w postępowaniu adopcyjnym.



Czy zdaniem siostry dziecko powinno się dowiedzieć, że przeszło przez okno życia?

To trudny temat. Mogę opowiedzieć historię, która wydarzyła się u nas po tym, gdy kiedyś do naszego okna przyniesiono kolejne dzieciątko. Aby je zbadać, przyszła do nas pani psycholog z córeczką. Ta córeczka została znaleziona na śmietniku i adoptowana przez panią psycholog, ale do tamtego momentu niewiele o tym wiedziała. Wtedy pani psycholog powiedziała nam, że to jest jedyna okazja, kiedy może coś swojej córce powiedzieć. I powiedziała jej: „Ty wiesz, że my cię kochamy, i wiesz, że nie ja cię urodziłam, ale inna mama”. A dziewczynka zapytała: „I tak wyglądałam jak to dziecko?”. Pani psycholog potwierdziła i dzięki temu jej adoptowana córeczka już wie, że była taka sytuacja w jej życiu. Ale są rodzice adopcyjni, którzy się boją poruszać ten temat i ja ich także rozumiem. Pracowałam sama w domu dziecka i wiem, że przy sprawach adopcyjnych mogą być różne reakcje.



Czy biologicznych rodziców dzieci, które trafiają do okna życia, powinno się szukać?

Myślę, że nie. Zostawiając dziecko w oknie życia, matka definitywnie zrzeka się praw do niego. Jeżeli chce odebrać z powrotem dzieciątko, to musi przed sądem udowodnić, że to jej syn czy córka. To skomplikowane, ale przecież matka może po urodzeniu zostawić dziecko w szpitalu i potem nawet w ciągu sześciu tygodni zmienić zdanie.



A czy dziecko z okna życia, kiedy dorośnie, powinno szukać biologicznych rodziców?

Nie chciałabym tego przesądzać. Każdy człowiek ma bardzo złożone potrzeby psychiczne i uczuciowe, każdy inaczej przeżywa trudne sytuacje. Niektórzy tak bardzo chcą się dowiedzieć, kim byli ich biologiczni rodzice, że nie spoczną, dopóki ich nie odnajdą. Taka decyzja powinna należeć do dorosłego człowieka. Jeżeli zaufa on rodzicom adopcyjnym, to nikogo już nie będzie szukał. Może wystarczy mu ta wiedza, że został wzięty z okna życia.



Dziecko, nie znając swoich biologicznych rodziców, nie zna swoich korzeni, przodków, nie zna swojej historii. Stąd propozycja Komitetu Praw Dziecka ONZ, by zamykać okna życia.

Nie powinno się ich zamykać. Może i takie dziecko nie zna swoich korzeni. Ale lepiej, żeby znało swoich przodków czy żeby żyło? Trzeba zestawić dwie wartości: wartość życia i wartość wiedzy o swoim pochodzeniu. Która z nich jest ważniejsza? Owszem, ważne jest, w jakiej rodzinie dziecko się rodzi, ale jego życie jest ważniejsze. Matka Teresa powiedziała kiedyś, że uratowanie choćby jednego dziecka to uratowanie całego świata. Słyszałam taką historię: rodzina adoptowała chłopca. Wyrósł na wspaniałego człowieka. Rodzice adopcyjni pięknie go wychowali. Potem miał żonę, dzieci, wspaniałą własną rodzinę. Ale kiedyś dowiedział się, że jest dzieckiem adoptowanym. Zaczął szukać swoich korzeni. Kiedy odnalazł je, zostawił swoją żonę i dzieci. Wrócił do meliny, gdzie żyli jego rodzice biologiczni...



Jak siostra myśli, dużo kosztuje rodziców biologicznych porzucenie własnego dziecka?

To pytanie powinno być skierowane do nich. Nie wiem, jaka sytuacja jest boleśniejsza: czy pozostawienie dziecka w oknie życia, jeśli mama uzna, że gdzieś indziej będzie miało lepsze warunki, czy zdecydowanie się na wspólne życie w ciężkiej sytuacji. Nie chcę oceniać takich rodziców. Są różne sytuacje, nigdy o wszystkim nie wiemy.



Powinniśmy wybaczyć rodzicom, którzy zostawili dziecko w oknie życia?

Ja im wybaczam. Z innymi siostrami zawsze modlimy się za rodziny biologiczne tych dzieci i za rodziny adopcyjne.



Wspomniała siostra, że wszystkie dzieci trafiły do rodzin adopcyjnych. Były z tym problemy?

Z tego, co wiemy, wszystkie dzieci z naszego okna żyją dziś w szczęśliwych rodzinach. Szybko znalazły rodziców adopcyjnych. Nie musiały długo na nich czekać. Przeważnie taka sprawa trwa około czterech tygodni.



Były przypadki, że po porzuceniu dziecka w oknie rodzice biologiczni próbowali później je odzyskać?

U nas nie było. Wiem, że w Kielcach była taka sytuacja, kiedy 18-letnia dziewczyna najpierw przyniosła dzieciątko, a na drugi dzień zgłosiła się, że chce je jednak odebrać. Pozwolono jej na to, ale dostała kuratora, który przyglądał się potem sytuacji w jej domu.

Siostra Barbara Król opiekuje się oknem życia przy ul. Hożej 53 w Warszawie. Należy do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi

Kiedy powstało okno życia przy zakonie?

To było 6 grudnia 2008 roku. Niedawno minęły cztery lata od tamtej chwili. Czy data była przypadkowa? Chyba tak. Okno było szykowane od października. Zanim te przygotowania zakończono, był już grudzień.

Pozostało 97% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości