Rz: Czy zdobywanie ośmiotysięczników to wyprawa zespołowa, czy też wspinacz jest pozostawiony sam sobie?
Leszek Cichy:
Zasadą jest, że dopóki można, to idzie się w zespole. Problem się zaczyna, kiedy np. psuje się pogoda, zapada noc czy komuś coś się złego przydarza. Były przypadki, że ktoś np. łamał sobie kręgosłup, a ktoś inny zostawał i umierał razem z nim. Innym razem sam poszkodowany prosił, by towarzysz go zostawił i zszedł na dół.
Pan jak by się zachował, gdyby pana towarzysz złamał kręgosłup?
Absolutnie nie chcę sobie tego wyobrażać. Musiałbym się w takiej konkretnej sytuacji znaleźć, bo można sobie wyobrazić 50 tysięcy różnych odczuć i niuansów, które decydują o tym, jaką decyzję się podejmuje. Nawet ten, kto przeżył taką sytuację, może tylko powiedzieć, jak się zachował w danym momencie, ale wcale nie znaczy to, że tak samo zachowa się następnym razem. Co więcej, wielu himalaistów rezygnowało z dalszego uprawiania alpinizmu właśnie przez podobne rozważania – po prostu nie chcieli znaleźć się w takiej sytuacji.