10 godzin trwało sejmowe przedstawianie audytu rządów PO–PSL przez ministrów rządu Zjednoczonej Prawicy. 11 maja 2016 roku premier Beata Szydło, Mateusz Morawiecki, Zbigniew Ziobro, Antoni Macierewicz i inni ministrowie przedstawiali litanie zarzutów wobec swoich poprzedników. Mówiono o „tsunami niegospodarności" i co najmniej 50 zawiadomieniach do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Aż 19 złożyły jednostki podlegające ministrowi koordynatorowi służb specjalnych Mariuszowi Kamińskiemu. Ministerstwo Środowiska skierowało sześć zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa, w tym w sprawie niewłaściwej realizacji umowy dotacji dla Fundacji Lux Veritatis ojca Tadeusza Rydzyka na odwierty geotermalne przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodne.
Również MON miał skierować zawiadomienia do prokuratury, ale jak tłumaczył ówczesny rzecznik resortu Bartłomiej Misiewicz: „ich treść oraz ilość nie może zostać ujawniona ze względu na konieczność unikania ryzyka rozgłaszania informacji, które mogą się nie potwierdzić na pierwszym etapie postępowania". Wymieniać można dalej. A to i tak niepełne dane, do których dotarły media. Ważne jest, że politycy PO i PSL nie usłyszeli zarzutów po audycie. Nawet jeśli usłyszał je Stanisław Gawłowski, dzisiaj na wolności, to bez związku z wielkim „audytem PO", z „informacją na temat stanu państwa i jego instytucji". Audyt PO–PSL zakończył się wielkim fiaskiem PiS. Przynajmniej na dziś, gdyż nie wszystkie zgłoszone sprawy znalazły swój finał. Jednak trudno sobie wyobrazić, żeby do jesieni nagle politycy i funkcjonariusze z czasów rządów PO–PSL mieli zostać masowo aresztowani.
Podobnie sytuacja wygląda w przypadku komisji śledczych, które od początku miały uderzyć w rząd Donalda Tuska i późniejszy Ewy Kopacz. Nastroje kryminalne, które miesiącami tworzyli wokół polityków PO i PSL członkowie PiS, nie znalazły potwierdzenia w faktach. Komisja ds. Amber Gold nie doprowadziła do zatrzymania żadnego z polityków dzisiejszej opozycji. Również przesłuchania komisji, które miały grillować opozycję, skończyły się grillowaniem Małgorzaty Wassermann, przewodniczącej komisji, przez przesłuchiwanego Donalda Tuska. Raport końcowy, który wkrótce mamy poznać, ma mówić, że do afery doszło w wyniku „słabości państwa". Problem w tym, że pod to pojęcie można włożyć wszystko, również niepowodzenia dzisiejszego państwa.
Do podobnych wniosków może dojść komisja VAT, która poniosła klęskę podczas przesłuchania Tuska, a jej członkowie okazali często brak wiedzy i kompetencji. Dzisiaj PiS potwierdził, że audyt i wszystkie komisje śledcze miały na celu zohydzenie Polakom przeciwników politycznych i przypominanie im, że to „liberały-aferały", którzy nigdy nie mogą wrócić do władzy. A że nie ma na to dowodów i skazanych, paragraf może znajdzie się innym razem, jeśli Polacy jesienią zagłosują znowu na PiS.