Obawy i podejrzenia Kościoła dotyczą tego, że możliwość wyboru tożsamości płciowej implikuje relatywizm moralny. Jeśli w jakiejś kulturze normy są bardziej restrykcyjne wobec jednej płci niż wobec drugiej, można się spodziewać, że ludzie będą wybierać tę płeć, której łatwiej żyć. To trywialne ujęcie i odnosi się do owej wyimaginowanej ideologii gender, a nie do gender studies, ale wskutek niewiedzy staje się stereotypem.
Obawiam się, że długo potrwa zanim ugruntuje się jakaś spójna wiedza i dotrze do społeczeństwa. Wśród „genderowców" trwa spór o to czy istnieje tylko gender, tj. wszystko, co narosło w kulturze wokół płci, co zostało, inaczej mówiąc, skonstruowane społecznie czy też rzeczywiście istnieje jakaś istotna różnica biologiczna. Moim zdaniem istnieje.
To chyba jest bezsporne. I znów trywialne – kobieta rodzi dzieci, a mężczyzna nie. Czy to mała różnica?
Niektórzy straszą, że już niedługo jakiś mężczyzna urodzi.
Straszą, powiada pan profesor... A ja pytam: po co? Żeby była równość?
Żeby się dowiedzieć na pewno czy różnice płci są biologiczne i kulturowe czy tylko kulturowe. Odpowiedzi na to pytanie szukają przedstawiciele nauk przyrodniczych, a przede wszystkim nauk społecznych, uprawiający owe gender studies, o których rozmawiamy. Ale poza tym mamy, o czym wspomniałem na początku naszej rozmowy, badania rozmaitych obiektów kulturalnych i dzieł sztuki, głownie tekstów - powieści, pamiętników, biografii, listów... to są przecież bardzo wymowne i cenne świadectwa istnienia, funkcjonowania, ewolucji płci społecznej. Zaczęło się w kręgach francuskiej krytyki literackiej, która przyjęła się w Stanach w latach 80.; tam włączono tematykę gender do szeroko rozumianych badań humanistycznych Mnóstwo doktorantów pisze teraz prace z tego zakresu, bo to jest ciekawe, można wnieść coś własnego, jako że wiele zagadnień nie zostało definitywnie rozstrzygniętych, że to jest domena wciąż otwarta. My, socjologowie i antropolodzy kultury wiemy, że współczynnik humanistyczny wprowadził do nauk społecznych Florian Znaniecki i to jeszcze w 1922 r. Wielokrotnie odtąd powtarzano, że socjolog musi uwzględniać rzeczywistość taką jak ją postrzegają ludzie. Konstruktywizm odkrył to na nowo w latach 80. A nas za to krytykowali marksiści, wyznający „obiektywne prawa historii", od których pono wszystko zależy. Zarzucano nam idealizm, subiektywizm...
Czy dzięki tym polskim tradycjom łatwiej uprawiać gender studies?
Łatwiej uporządkować pewne pojęcia. Kiedy hiszpańscy czy polscy biskupi piszą z oburzeniem, że traktuje się gender jak rolę społeczną to my wiemy, że to jest zdanie z każdego podręcznika socjologii, ze badało się zawsze rolę społeczną kobiety, a gender studies różnią się tym, że jest to badanie także roli społecznej mężczyzny, bo i jego może dotykać dyskryminacja.
Potocznie uważamy, że wszelkie starania równościowe dotyczą kobiet, zatem badania też odnoszą się przede wszystkim do ich statusu społecznego i zmian zachodzących w tym zakresie.
Proszę poobserwować na plaży tatusiów biegających z dziećmi, gdy mamy się opalają. A dzieci? Dwa pokolenia wstecz dzieci jadły obiad z dorosłymi raz w tygodniu, w niedzielę i odzywały się tylko zapytane. Nastąpiła rewolucyjna zmiana. Nie płci – genderu. Za tym idą zmiany prawne, choćby wprowadzenie urlopu „tacierzyńskiego".
W państwach demokratycznych to się dzieje w sposób naturalny, z rozwojem cywilizacji. Nie wiem czy musi być stymulowane organizowanymi ruchami społecznymi. Moja mama, urodzona w roku 1900, studiowała medycynę w latach 20. ubiegłego wieku, po wojnie była profesorem i kierowała kliniką. Nie słyszałam od niej ani jednego słowa, żeby miała jakieś problemy z powodu płci. Odnoszę się z rezerwą do współczesnych feministek – w Polsce.
Moja babcia i moja niania razem uczestniczyły w strajku szkolnym w 1905 r. Przypomnę, że jednym z punktów żądań strajkującej młodzieży było równouprawnienie gimnazjów męskich i żeńskich jak też to, że „młodzież żeńska powinna mieć prawo wstępowania do szkól wyższych na równi z młodzieżą męską i korzystać z tych samych praw, co młodzież męska". Może dzięki tamtym sufrażystkom dzisiejsze feministki mają mniej do roboty. Ale Maria Ossowska, moja pierwsza szefowa na Wydziale Filozofii UW i pierwsza kobieta, jaka się tam pojawiła w okresie międzywojennym, narzekała na traktowanie, powiedzmy protekcjonalne, ze strony światłych i uważanych za postępowych mężczyzn - profesorów.
Rozumiem postulaty równościowe. Jak kobieta chce być suwnicową, albo kapitanem okrętu, a mężczyzna niańką nie powinno to wywoływać dezaprobaty ani szyderstwa, ale czy trzeba te role celowo mieszać przez np. politykę społeczną?
Unia Europejska przyjęła tzw. mainstreaming genderowy, którego poszczególne przepisy mogą się wydawać dyskusyjne, ale z zasadą się zgadzam. Tak jak w 1905 r. tak i teraz trzeba tworzyć odpowiednie warunki prawne równości. Uważam, że Europa musi wykorzystać potencjał intelektualny kobiet, który jest nie mniejszy niż potencjał mężczyzn...
Temu chyba nikt nie przeczy.
Są jeszcze tacy. Ten potencjał nie jest wykorzystywany w pełni, więc programy umożliwiające to są potrzebne.
Czy zdaniem pana profesora dojdzie do ujednolicenia ról, wyrównania statusu obu płci?
Nie, ale upowszechni się przekonanie - będące jednym z wyników gender studies - że to, co uważamy za kobiecość niekoniecznie jest cechą kobiet, a to, co uważamy za męskość, mężczyzn. Ludzie powinni móc się realizować wedle tego kim się czują. Mam nadzieję, że dzięki takiemu myśleniu stopniowo znikną różne uprzedzenia i dyskryminujące stereotypy. Z tym, o czym rozmawialiśmy wiąże się podstawowy problem poruszony w encyklice Jana Pawła II „Fides et ratio" - problem prawdy i rozumienia jej we współczesnej filozofii. W tej sprawie ani biskupi ani profesorowie socjologii nie mogą być wyroczniami. Socjologia też jest podzielona. Istnieje przepaść między socjologią gender uznającą prawdę i taką socjologią postmodernistyczną, która uznaje wszystkie teorie za równouprawnione. W konkretnych zagadnieniach, jak płeć, stanowisko Kościoła i stanowisko socjologów może być to samo, ale wywodzi się albo z tej dawnej koncepcji prawdziwości albo z tej postmodernistycznej. Myślę, że to nie jest wszystko jedno. Papież Franciszek w encyklice „Lumen Fidei" pisze m.in., że wiara „zaprasza uczonego, by pozostał otwarty na rzeczywistość z całym jej niewyczerpanym bogactwem. Wiara pobudza zmysł krytyczny, ponieważ nie pozwala, by badania zadowalały się swymi formułami, i pomaga im zrozumieć, że natura jest zawsze większa". Gender studies uprawiane przez wierzących i przez niewierzących starają się takie być, a że rzeczywistość, którą badamy zmienia się szybko i nieustannie, nie możemy formułować ostatecznych definicji ani nawet kategorycznych twierdzeń.
Jacek Kurczewski jest profesorem nauk humanistycznych, kierownikiem Katedry Socjologii i Antropologii Obyczajów i Prawa w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego