Jak mówi nam znane przysłowie, słowo jest potężniejsze niż miecz. Nie do końca mądrość ta sprawdza się w Kijowie, gdzie po dwóch miesiącach słów postanowiono jednak sięgnąć po miecze (i deski, granaty, broń palną i wozy opancerzone). Widać to np. w relacji Pawła Bobolowicza z radia Wnet.
Porażką werbalnego oręża nie przejęli się jednak polscy i europejscy mężowie stanu, którzy przeciw pałkom, granatom, strzelbom i karabinom, mężnie i zdecydowanie wyciągnęli swoją - trochę mniej twardą, lecz nie mniej bolesną - broń. Broń, znaną jako "zaniepokojenie" i "ubolewanie". Pierwszy był Radosław Sikorski, który oznajmił na konferencji prasowej:
Z wielkim niepokojem śledzimy rozwój wydarzeń w Kijowie. Bardzo źle, że została przekroczona kolejna bariera, zginął człowiek, polała się krew. Wzywamy obie strony do umiaru, ale praprzyczyną tego, co dzieje się dzisiaj, jest zejście z kursu europejskiego. Z kursu reform i przyjęcie represyjnych ustaw