Jako Polacy jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia, że wszystko, co zagraniczne, jest lepsze, większe, lub piękniejsze. Tak już nas wychowano. Niestety, nic nie wskazuje na to, by ta sytuacja się zmieniła. Gorzej: coraz więcej jest obszarów, w których wyraźnie odstajemy nad resztą Europy. Okazuje się, że za granicą to nawet afery mają większe i bardziej skandaliczne. A przynajmniej tak próbuje nam powiedzieć Tomasz Lis, który już na wstępie swojego editoriala w najnowszym numerze "Newsweeka" utyskuje na post-taśmową Polskę:
Brakuje nam w Polsce i umiaru w ocenach, i powściągliwości w słowach (...) Albo 'Polacy, nic się nie stało', albo 'olbrzymia afera'. Albo jeszcze Polska nie zginęła, albo właściwie już zginęła. (...) Albo triumf, albo zgon. Żadnych półcieni, zero dystansu
- pisze Lis. I przechodzi do niezamierzonego udowodnienia prawdziwości swojej tezy - a przynajmniej udowodnienia, że jest ona prawdziwa w stosunku do niego samego. Redaktor "Newsweeka" kilka zdań później usiłuje nam bowiem udowodnić, że w rzeczy samej, afera taśmowa nie jest żadną aferą, że istotnie, nic się nie stało. Na Zachodzie, panie, to mają afery, nie to co u nas...
Bohaterom taśm nie można przypisać cienia win, które są udziałem poważnych ludzi z krajów (...) zdecydowanie poważniejszych niż nasz. (...) Były francuski prezydent właśnie wylądował w więzieniu, a obecny wymienia kochanki jak rękawiczki. Dwóch kolejnych niemieckich prezydentów odchodzi w atmosferze skandalu. W Wielkiej Brytanii wiceprzewodniczący Izby Gmin musi opuścić stanowisko, ponieważ zgwałcił mężczyznę. W Izraelu prezydent trafił za kratki również za gwałt. Afera rozporkowa nie ominęła też Stanów Zjednoczonych. A zostają jeszcze Włochy z bunga-bunga i afery podsłuchowe na Węgrzech, Czechach czy Słowacji
No właśnie. Czymże jest bowiem wobec afer rozporkowych niewinne naradzanie się ministra i wiceministra, jak by tu ukręcić łeb śledztwu w sprawie przestępstw podatkowych. Czymże jest zawiązywanie paktu między "niezależnym bankiem centralnym", a rządem - nawet kosztem finansów państwa - tylko po to, by nie dopuścić do wygrania wyborów przez opozycję. To przecież błahostki. Zresztą, błahostki to lekko powiedziane. Lepiej podsumował to Lis: