Równo trzy lata temu rozpoczął się sądowy proces Norwega Andersa Breivika, który kilka miesięcy wcześniej z najzimniejszą krwią mordował przez parę godzin dziesiątki dziewcząt i chłopców przebywających na młodzieżowym obozie. Za swe zbrodnie (w sumie 77 śmiertelnych ofiar) Breivik został skazany na (21 lat więzienia).
O karze śmierci pisałem już na blogu w „Rz" i nie o tym aspekcie chcę dzisiaj rzec zdań kilka. Breivik, jakkolwiek straszny, służy tu tylko za pretekst do rozważań o sprawach dusznych – a więc z definicji otchłannych, unikatowych, tajemnych i poruszających.
O kategorycznym zdrowiu duszy (o tym, czy ktoś jest poczytalny) decydują fachowcy. Ponieważ od takiej decyzji może zależeć – dosłownie i w przenośni – dalsze życie człowieka, powinni to być doświadczeni specjaliści najwyższej klasy, i właśnie takich sześciu sławnych ekspertów zatrudnił sąd. Ale zabili oni ćwieka norweskiemu wymiarowi sprawiedliwości, gdyż wydali sześć suwerennych opinii, z których trzy były za poczytalnością, trzy zaś dokładnie na odwrót.
To dotyczy nie ezoteryki, astrologii czy innego wróżbiarstwa, lecz psychiatrii, która jest wykładana na akademiach i w uniwersytetach medycznych całego świata jako nauka medyczna (kierunek studiów).
Ale to dopiero początek. Przywołane hasło głosi bowiem: „Psychiatria różni się od psychologii faktem, iż jest ona nauką medyczną, psychologia zaś jest subdyscypliną filozoficzną, która obecnie wyrosła na samodzielną naukę społeczną". Przejdźmy zatem do psychologii.