Po niedzielnej dyskusji wszystko stało się znów możliwe, Komorowski odzyskał inicjatywę, przełamał złą passę z poprzedniego tygodnia. Pod tym względem czwartkowa debata wydaje mi się ważniejsza, bo kolejne zwycięstwo Komorowskiego w debacie może przeważyć o losie niedzielnych wyborów. Na korzyść prezydenta.
Andrzej Duda wydawał mi się tym razem na początku lepiej przygotowany niż w niedzielę. Wyglądał poważniej, mieścił się w czasie. Zaczął debatę od sprytnego ruchu z przekazaniem proporczyka prezydentowi Komorowskiego. Potem jednak szło mu gorzej. Choć wygrał według mnie minimalnie drugą rundę – w trzeciej się pogubił, na końcu też przedstawił gorsze expose. Zaskakujące było to, że Duda potykał się o własne pytania, jak na przykład o obchody zakończenia drugiej wojny światowej, czy o podwyższanie podatków przez Platformę. Komorowski był na te pytania lepiej przygotowany. Kandydat PiS – choć można się było takiego pytania spodziewać – nie potrafił szybko odbić pytania o swój etat uczelniany.