W „Plusie Minusie" z 1 sierpnia br. ukazał się felieton Joanny Szczepkowskiej poświęcony Nieborowowi i wizycie Autorki w tamtejszym pałacu, filii Muzeum Narodowego. Kwestia ta zainteresowała mnie w sposób szczególny, gdyż od szeregu lat praktycznie mieszkam tam i pracuję. To ostatni już, przynajmniej w centralnej Polsce, dom pracy twórczej z prawdziwego zdarzenia, właśnie obchodzący swoje 70-lecie.
Nie wiem, jakie były intencje p. Szczepkowskiej, ale nie ja jeden odebrałem je jako: „Kiedyś to było ho-ho-ho (nawet jeśli z wyjątkami), a teraz to ho-ło-ta". Nawet jeśli przejaskrawiam, to niewiele, a przecież osąd taki jest bardzo niesprawiedliwy. Po pierwsze dlatego, że do Nieborowa nadal przyjeżdżają pracować profesorowie i poeci, krytycy i reżyserzy, pisarze i muzycy z różnych ośrodków akademickich i należący do różnych pokoleń. Wielu z nich tworzy także Stowarzyszenie Dziedzictwa Nieborowa, skutecznie dotychczas – a miejmy nadzieję, że i wprzyszłości – pomagające w obronie tego unikatowego zabytku przed planami otoczenia go strefą przemysłową albo „chociaż" lunaparkiem.
Ale przede wszystkim dlatego, że Nieborów to unikalny w Polsce przykład prawdziwie żywego muzeum. W czasach dzieciństwa p. Szczepkowskiej wyjazd do Nieborowa był wielką wyprawą i rzeczywiście mało kto przyjeżdżał tam turystycznie. Dziś to niecała godzina autostradą z Warszawy czy Łodzi i w muzeum oraz w parku pojawiają się setki ludzi dziennie. Być może nie wszyscy rozpoznają Niobe, ale nikt, ani zwiedzający, ani pracujący tam goście, ani uczestnicy licznych konferencji, nie stawia gorących szklanek na zabytkowym stole ani nie wpuszcza psa na zabytkowe meble.
Wszyscy natomiast, a przynajmniej ogromna większość, docenia fakt, że Nieborów to wyjątkowe miejsce, w którym świadomość tradycji historycznej nie jest zamknięta w szklanych gablotach, tylko harmonijnie łączy się z teraźniejszością, czy to twórczą, czy po prostu wypoczynkowo-wycieczkową. Znam, choćby w Stanach Zjednoczonych, wiele miejsc mniej wartościowych, a przecież powszechnie podziwianych i zachwalanych ku zadowoleniu zarówno gospodarzy, jak gości.
I nie mogę zrozumieć ludzi, którzy patrząc na wspaniały brylant, nie cieszą się jego pięknem, tylko za wszelką cenę próbują doszukać się w nim skazy – której nie ma.