Ostatni raz spokój w tamtym rejonie panował wtedy, kiedy cały teren podporządkowany był Imperium Osmańskiemu. Kolonialna polityka państw europejskich stopniowo okrajała Osmanów, aż z rozciągającego się na trzy kontynenty kolosa pozostało państwo narodowe i świecka republika. To, że jest to świecka republika, jest również nie bez znaczenia dla pokoju na Bliskim Wschodzie, ponieważ Imperium Osmańskie nie tylko panowało nad wszystkimi tamtymi terenami, ale było jednocześnie kalifatem – sułtan oprócz władzy doczesnej był również zwierzchnikiem religijnym wszystkich muzułmanów. No może niezupełnie wszystkich, ale przynajmniej tych żyjących na jego terytorium. To zespolenie władzy duchownej i świeckiej w jednym ręku sprawnie zapobiegało rozruchom na tle religijnym i w pewnej mierze narodowym. Pojęcie narodu jest bowiem dla muzułmanów obce, stanowi element zachodniej ideologii, obcy dla prawowiernego islamu, nie inaczej niż komunizm czy konsumpcjonizm.

Odrodzenie się samozwańczego kalifatu pod sztandarem Daesz zadziwiło komentatorów i wywołało burzę w mediach. Pomysł na stworzenie powszechnego państwa muzułmańskiego zrzeszającego całą Ummę wydawał się wielu niebezpieczny i średniowieczny. Nie ma się co dziwić, ideologia terrorystów nawiązywała wprost do średniowiecza nie tylko w sferze prawa i obyczajów, ale także buńczucznych postulatów zajęcia Rzymu i Hiszpanii. Taki kalifat może jest straszny, ale stał się możliwy tylko dlatego, że wcześniej zlikwidowano pokorny schorowany kalifat osmański, który jedną nogą ledwo trzymał się po europejskiej stronie Bosforu, ustępując nowo powstającym państwom bałkańskim, ale za to drugą ciężkim buciorem trzymał pod swoim panowaniem cały Bliski Wschód. Nie każdego kalifatu należy się bać. 

I teraz ta Turcja wspólnie z Arabią Saudyjską  rozpoczyna inwazję lądową na tereny Syrii, co może poskutkować aneksją terenów zajmowanych przez Kurdów. Chociaż dyplomaci i politycy nie mówią tego na głos, to wiadomo, że sprawy mogą przybrać taki obrót. I również to nie jest dziwne – w końcu jeszcze niedawno były tam tureckie wilajety, a ustalony po II wojnie światowej porządek chwieje się w posadach. 

Mamy do czynienia ze swego rodzaju wiosną regionalnych potęg i może to i dobrze. Lepiej, żeby porządek na własnym podwórku robili ci, którzy są naprawdę blisko, a nie wielcy bracia zza gór czy zza oceanu. Turcy już ze swojego zimowego snu wyszli. Czy wyjdzie z niego także Polska?