W poniedziałek, 4 października, kilka dni przed inauguracją dwuletnich przygotowań do Synodu Biskupów, który podejmie m.in. problematykę władzy i zarządzania Kościołem, polscy hierarchowie rozpoczną w Rzymie wizytę „ad limina". Jakkolwiek byśmy podeszli do tej wizyty – tryb normalny, tryb pilny – to faktem jest (z czym liczy się m.in. ks. Leszek Gęsiak, rzecznik KEP), że jednym z poważniejszych zagadnień, które zostaną podjęte, będzie wykorzystywanie seksualne małoletnich przez niektórych księży. A co za tym idzie, także odpowiedzialność ich przełożonych.
W miniony piątek podano, że za zaniedbania ukarany został piąty w ciągu niespełna roku hierarcha bp Tadeusz Rakoczy. Senior diecezji bielsko-żywieckiej ma zakaz działalności publicznej, nie wolno mu brać udziału w posiedzeniach KEP, ma resztę życia spędzić na pokucie, ma też dokonać wpłaty na Fundację św. Józefa.
Sankcje surowsze aniżeli w odniesieniu do bp. Edwarda Janiaka i abp. Sławoja Leszka Głódzia. W ich przypadku zakazy udziału w celebracjach publicznych dotyczą tylko ich dawnych diecezji (kaliska, gdańska), w których nie mogą przebywać. Nie zabroniono im udziału w spotkaniach KEP, nie mają nakazu życia w odosobnieniu. Ale sankcje te są łagodniejsze niż te, którymi obłożono kard. Henryka Gulbinowicza, którego pozbawiono m.in. insygniów biskupich i zakazano pochówku w katedrze.
Kościół w Polsce stał się dla Watykanu swoistym poligonem doświadczalnym, na którym badane są także reakcje opinii publicznej. Warto przypomnieć sobie, jak emocjonalna dyskusja towarzyszyła sankcjom, którymi obłożono kard. Gulbinowicza. Większość komentatorów dziwiła się surowości kar. Po decyzjach w sprawach bp. Janiaka i abp. Głódzia wskazywano zaś, że są one zbyt łagodne. W przypadku bp. Rakoczego wybrano rozwiązanie pośrednie. Nie odebrano mu tak jak kard. Gulbinowiczowi prawa do pochówku w katedrze (dla pierwszego biskupa diecezji bielsko-żywieckiej byłaby to bardzo dotkliwa kara), ale zakazano działalności publicznej.
W tej sprawie mamy do czynienia z jeszcze jedną nowością. Rozstrzygnięcia nie ogłosiła nuncjatura, lecz biuro prasowe archidiecezji krakowskiej. Być może wynika to z faktu, że nuncjusz nie chce już być zwiastunem złych wieści i poinformowanie zlecił metropolicie, który postępowanie na poziomie krajowym prowadził. To mogłoby tłumaczyć, dlaczego abp. Marek Jędraszewski nie ogłasza rozstrzygnięcia w sprawie swojego biskupa pomocniczego Jana Szkodonia, o którym – jak donoszą źródła „Rzeczpospolitej” – wie oficjalnie co najmniej od miesiąca. Sam zainteresowany miał je przyjąć. Uwolniło go ono wprawdzie od oskarżenia, lecz w związku z zachowaniami nieprzystającymi biskupowi nakazano mu trzymiesięczny pobyt w odosobnieniu. Czyżby trwała przepychanka między Krakowem a Pelplinem, prowadzącym dochodzenie?