Radżu Kumar wyjmuje z mobilnego wózka chili i czarną sól. Mieszankę błyskawicznie wrzuca na dno przygotowanych wcześniej szklanek. Zaraz w ruch idzie drewniany wyciskacz do limonek i szpikulec do lodu z pojemnika schowanego wewnątrz wózka.
Teraz gwóźdź programu - banta, woda sodowa w butelkach o grubszej szyjce z przewiązaną na szczycie szklaną kulką zamiast kapsla. Radżu wprawnym ruchem wbija kulkę do środka butelki i obraca fontannę buzującej sodówki w stronę szklanek. Napój trzeba tylko zamieszać i gotowe!
„To się nazywa bantawallah!” - emocjonuje się Mohan Sharma, który mierzył czas całej operacji - kilkanaście sekund. „Prawdziwy mistrz sodówki ze starego Delhi” - uśmiecha się, spoglądając na wąską uliczkę prowadzącą w stronę największego meczetu miasta, Jama Masjid.
Banti lub goti, które w języku pendżabskim i hindi oznaczają szklaną kuleczkę, był kiedyś najpopularniejszym napojem na indyjskie upały. Patent na oryginalne zamknięcie należy do Hirama Codda, który wymyślił je w drugiej połowie XIX w.
„Na południu Indii na ten napój mówi się +panneer soda+” - tłumaczy Johnathan Koshy. W języku tamilskim "panneer" to esencja różana. Uliczni mistrzowie wody sodowej oprócz ostrych przypraw i soli w innych wersjach dodają też imbir i kminek.