W sprawie zwykłych rolek, wrotek i innych tego rodzaju urządzeń sprawa jest prosta. Dużo bardziej skomplikowana jest sytuacja miłośników e-urządzeń. Trudno bowiem uznać za pieszego osobę korzystającą z segwaya, gingera, hulera czy longboarda, jeśli porusza się ze stosunkowo dużą prędkością (nawet powyżej 25 km/h). Nie są to również pojazdy, bo nie zostały wpisane do prawa o ruchu drogowym. Wkrótce definicja „urządzeń transportu osobistego" ma trafić do kodeksu drogowego (trwają prace nad projektem). Zgodnie z propozycją urządzenie transportu osobistego to: „urządzenie konstrukcyjnie przeznaczone do poruszania się pieszych, napędzane siłą mięśni lub za pomocą silnika elektrycznego, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 25 km/h, o szerokości nieprzekraczającej w ruchu 0,9 m". Jeśli wejdzie w życie, miłośnicy napędzanych urządzeń na kółkach będą mogli wyjechać na ścieżki rowerowe. Dziś jednak pytań jest sporo.
Niektórych urządzeń transportu osobistego, mimo podobnego wyglądu i konstrukcji, nie można również uznać za rower wspomagany silnikiem elektrycznym. Powód? Rowerem może być tylko pojazd wyposażony w pedały, które uruchamiają napęd. W segwayu, gingerze czy hulerze trudno doszukiwać się pedałów, którymi uruchamiany jest pomocniczy napęd elektryczny.
Skoro nie poruszają się ani pojazdami, ani rowerami, mają być traktowani jak piesi. Tak też się dzieje. Mogą poruszać się więc tylko po chodnikach i ciągach komunikacyjnych dla pieszych. Nieco inaczej sytuacja wygląda w „strefie zamieszkania", np. na drogach osiedlowych. Tam miłośnicy urządzeń na kółkach mogą korzystać z całej szerokości drogi (jezdni) i mają pierwszeństwo przed pojazdami.
masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: a.lukaszewicz@rp.pl