Jak prawidłowo ustanawiać unijne prawo

W celu zwiększenia naszej skuteczności przy stanowieniu unijnego prawa należy zmniejszyć liczbę procedur; w żadnym razie nie wolno ich mnożyć – uważa Marcin Kulinicz, pracownik służby cywilnej

Publikacja: 06.11.2008 07:03

Jak prawidłowo ustanawiać unijne prawo

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Red

Jako jeden z urzędników niższej rangi od podsekretarza stanu biorący bezpośredni udział w przygotowaniu prawa unijnego z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł „[link=http://www.rp.pl/artykul/212694.html]Prawo unijne: Sejm i Senat na bocznym torze[/link]” autorstwa Leszka Boska i Macieja Dybowskiego („Rz” z 31 października – 1 listopada).

W wielu aspektach bardzo trafnie oddaje on dylematy, przed którymi staję w codziennej pracy. Mam świadomość, że moje niektóre decyzje wpływają na to, co będzie musiał uchwalić nie tylko nasz parlament, ale także 26 innych legislatur.

Jakkolwiek lektura artykułu mogła czasami prowadzić do wniosku, że łapczywi na władzę urzędnicy celowo ograniczają udział parlamentów w stanowieniu prawa, chciałbym z punktu widzenia praktyki wskazać, że sprawa nie jest tak jednoznaczna. Nie można zakładać (nie sugeruję tego autorom), że polskie rozwiązania w tym obszarze miały na celu eliminację praktycznego znaczenia parlamentarzystów i sprowadzenie ich – jak piszą autorzy – do roli konsultantów urzędników niższego rzędu.

[srodtytul]Parlament już zdecydował[/srodtytul]

Proces powstawania prawa unijnego jest ściśle związany z tym, że w ramach traktatów przekazaliśmy pewną część suwerenności na rzecz Unii. Nie możemy dyskusji o wchodzeniu lub wychodzeniu z Unii przekładać na przyjęcie każdej dyrektywy, każdego nawet artykułu, punktu lub wyrazu, który znajduje się w prawie wspólnotowym. Idealistycznie więc brzmi zdanie: „Parlament powinien decydować na możliwie wczesnym etapie, czy w interesie Polski jest deregulacja czy regulacja danej dziedziny życia polskich obywateli”. Parlament już zadecydował, przyjmując traktaty.

Obecne pole manewru jest bardzo ograniczone. Oczywiście na etapie tworzenia projektu dyrektywy, gdy sporządzane jest stanowisko rządu wobec projektu (przedstawiane parlamentowi), możliwe jest wyrażenie zdania, iż dana regulacja lub jej element nie jest, naszym zdaniem, potrzebny. Niemniej zdanie to nie zatrzymuje prac nad projektem, chyba że uda się nam zebrać odpowiednią grupę państw zdanie to podzielających.

[srodtytul]Umiejętność zawierania sojuszów[/srodtytul]

Tu przechodzimy do innego, istotnego aspektu siły państwa w Unii: możliwości i umiejętności zawierania sojuszów i szukania sprzymierzeńców. W wielu przypadkach ta umiejętność ma znacznie większe znaczenie niż formalne głosowania. W tym obszarze realizacja postulatów autorów skończyłaby się zupełną klęską Polski. Podczas gdy inne państwa dyskutowałyby już nad meritum projektów (również nad tym, czy są one potrzebne), Polska wciąż nie miałaby stanowiska, np. z powodu parlamentarnego pata. Blokowanie decyzji zapadających jednomyślnie ze względu na zastrzeżenie parlamentarne byłoby bardzo złą, ograniczającą nasze szanse w Unii, praktyką. Wnoszenie nieustannych zastrzeżeń parlamentarnych do decyzji głosowanych większością najprawdopodobniej nie niosłoby ze sobą żadnych praktycznych skutków, pozostałoby rytualnym skwitowaniem tego, że “Polska jak zwykle się nie zgadza”.

Praktyka działania, niestety, nie pozwala bowiem zwykle na szeroki proces konsultacyjny.

Projekty prawa unijnego to kompromisy wypracowane w toku długich negocjacji formalnych i nie mniej ważnych kontaktów nieformalnych. Tu liczy się sprawność i szybkość; nieraz konsultacje dotyczące nowego projektu trzeba przeprowadzić w czasie nie dłuższym niż kilka godzin. To oczywiście nie sprzyja jakości pracy, niemniej zwłoka oznacza brak aktualnego stanowiska Polski na jakimkolwiek unijnym szczeblu.

Parlament nie jest przygotowany do takiego trybu procedowania.

Administracja zresztą również nie: kult papierka, podpisu, pieczątki zupełnie nie przystaje do sposobu, w jaki trzeba konsultować projekty w ramach prac nad aktami prawa wspólnotowego. Niezbyt często może sygnalizuje się zmianę stanowiska esemesem (choć też się to zdarza), dużo częściej pocztą elektroniczną. Nie ma co liczyć na to, że dokumenty będą dostępne w innych językach niż angielski i francuski. W niektórych przypadkach z procesu konsultacji eliminuje to również urzędników wyższego szczebla i polityków.

[srodtytul]Chybiony pomysł[/srodtytul]

Zdając sobie sprawę z tych wyzwań, autorzy proponują, by w obu izbach parlamentu stworzyć odpowiednie ciała eksperckie złożone z przedstawicieli klubów i kół parlamentarnych. Mam co do tego wątpliwości. Tworzyłoby się coś w rodzaju „parlamentarnego superrządu”, podczas gdy to właśnie rząd został utworzony przez siły znajdujące się w parlamencie i na tym opiera się trójpodział władzy.

[wyimek]Projekty prawa unijnego to kompromisy wypracowane w toku długich negocjacji formalnych i kontaktów nieformalnych[/wyimek]Abstrahując od kwestii finansowania działalności komitetów eksperckich, pojawia się wątpliwość co do ich zadań. Czy ma to być wspomaganie egzekutywy? Jeśli tak, to czy rolę wspomagającą będą też pełnić reprezentanci opozycji? Rząd za swoje działania odpowiada politycznie przed parlamentem, a przed kim odpowiadałby komitet ekspertów lub jego członkowie? Przed powołującym ich klubem poselskim?

Obawiam się, że mogłoby wówczas dojść do niebezpiecznego upolitycznienia polskiego zaangażowania w tworzenie aktów prawa unijnego. Nie przełożyłoby się na jakość stanowionego prawa w Unii, natomiast Polska zyskałaby opinię wiecznego hamulcowego.

W celu zwiększenia naszej skuteczności należy zmniejszać, a nie zwiększać, liczbę procedur i ich bizantynizm – wówczas mamy szansę na proaktywne działanie w Unii, które będzie odzwierciedlało nasze potrzeby i interesy. Lepiej osiągnąć to inicjatywami pozytywnymi niż próbami torpedowania inicjatyw innych.

Jako jeden z urzędników niższej rangi od podsekretarza stanu biorący bezpośredni udział w przygotowaniu prawa unijnego z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł „[link=http://www.rp.pl/artykul/212694.html]Prawo unijne: Sejm i Senat na bocznym torze[/link]” autorstwa Leszka Boska i Macieja Dybowskiego („Rz” z 31 października – 1 listopada).

W wielu aspektach bardzo trafnie oddaje on dylematy, przed którymi staję w codziennej pracy. Mam świadomość, że moje niektóre decyzje wpływają na to, co będzie musiał uchwalić nie tylko nasz parlament, ale także 26 innych legislatur.

Pozostało 90% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów