Ministerstwo Zdrowia bezpodstawnie zabrania publicznym szpitalom pobierać opłaty za uśmierzanie bólu porodowego pacjentkom, których lekarz nie zakwalifikował do otrzymania znieczulenia refundowanego przez NFZ. Resort opiera się na rozporządzeniach w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego i w sprawie standardów postępowania oraz procedur medycznych w zakresie opieki okołoporodowej.
Pierwsze z nich zawiera jedynie nazwy procedur medycznych, w tym poród, ale nie precyzuje, jakie dokładnie świadczenia zdrowotne wchodzą w jego skład. Z interpretacji jego przepisów wynika jednak, że zasadniczo znieczulenie zewnątrzoponowe podczas porodu nie jest świadczeniem refundowanym.
Potwierdza to drugie z rozporządzeń wskazujące, że ingerencja w naturalny proces porodu musi być uzasadniona medycznie, a znieczulenie farmakologiczne powinien zalecić lekarz. W związku z tym znieczulenie zewnątrzoponowe jest świadczeniem refundowanym tylko w razie wskazań medycznych.
Można go zatem udzielać podczas porodu jako świadczenia gwarantowanego jedynie w sytuacjach podwyższonego ryzyka. NFZ nie zrefunduje więc szpitalom znieczulenia farmakologicznego, w tym zewnątrzoponowego, zastosowanego tylko po to, by złagodzić ból rodzącej. W efekcie szpitale odmawiają pacjentkom zastosowania znieczulenia w sytuacjach innych niż wymienione wskazania medyczne.
Taka interpretacja resortu zdrowia jest wadliwa i szkodliwa społecznie. Zakaz ten oznacza dla pacjentek niekwalifikujących się do znieczulenia refundowanego blokadę dostępu do nowoczesnej i bezpiecznej metody uśmierzania bólu porodowego. Skoro tak, to Polka, u której nie stwierdzono wskazań medycznych do znieczulenia, musi mieć prawo, aby za to znieczulenie zapłacić, niezależnie od tego, czy jest ubezpieczona, oraz od statusu placówki, w której ze świadczenia korzysta. Każda pacjentka oprócz uprawnień z tytułu ubezpieczenia ma także prawo do decydowania o własnym zdrowiu i życiu, w tym o znieczuleniu w czasie porodu. Wynika ono bezpośrednio z art. 68 ust. 1 konstytucji.