Aptekarze alarmują, że w kraju pacjenci zatruwają się lekami. Larum podniosła zwłaszcza gdańska Izba Aptekarska. Jej przedstawiciele podają, że Pomorzanie nie konsultują się z lekarzami i uzależniają się od leków. A w całym kraju co roku jest od 10 do 20 proc. więcej zatruć medykamentami. Ludzie na potęgę kupują bowiem leki przeciwbólowe. Te są dostępne nie tylko w aptekach, ale także na stacjach benzynowych oraz w marketach.
– Rząd powinien wycofać z dystrybucji pozaaptecznej leki silnie działające, bo za ich niepożądane skutki płacimy wszyscy – mówi dr Marek Jędrzejczak, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej.
Urzędnicy Ministerstwa Zdrowia zapytani przez „Rzeczpospolitą" o to, czy zamierzają przeciwdziałać niekontrolowanej sprzedaży leków bez recepty, powołali się na projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.
Propozycja, którą ma się wkrótce zająć rząd, nie przewiduje wprawdzie ograniczeń sprzedaży popularnych środków przeciwbólowych, ponieważ odnosi się do dystrybucji leków z substancjami psychoaktywnymi. Minister chce bowiem nałożyć ograniczenia ilościowe przy ich sprzedaży. Chodzi o medykamenty zawierające pseudoefedrynę, dekstrometorfan lub kodeinę. A mają je w swoim składzie popularny lek Acatar czy syrop na kaszel Sudafet. Łatwo dostępne w aptekach substancje psychoaktywne kupują teraz młodzi ludzie jako substytut używki.
Zgodnie z propozycją ministerialną farmaceuta lub technik farmacji będzie miał obowiązek odmówić sprzedaży np. kilku opakowań tych leków podczas jednej transakcji. Powinien tak postąpić, gdy uzna, że taka ilość wcale nie ma służyć pacjentowi do celów leczniczych. Minister ma określić w rozporządzeniu dopuszczalny poziom substancji psychoaktywnych w lekach, które chory mógłby nabyć podczas jednorazowych zakupów w aptece.