Tobiasz Adam Kowalczyk, szef działu prawnego w Volkswagen Poznań: Nowoczesne rozwiązania, takie jak sztuczna inteligencja, byłyby przydatne nie tylko kancelariom prawniczym, ale też działom prawnym przedsiębiorstw. Niestety, na razie niewielu szefów działów prawnych dysponuje budżetem pozwalającym na zakup i wykorzystanie takich narzędzi. Duża firma produkcyjna, współpracująca z setkami kooperantów, zawiera z nimi umowy, wypowiada je albo zmienia. W praktyce czasem okazuje się, że jednej z tysięcy takich umów nie można wypowiedzieć, bo zaginął któryś z załączników zmieniający pierwotne zasady. W takich przypadkach program do masowego archiwizowania umów może w odpowiednim czasie ostrzegać np., że kończy się okres obowiązywania danej umowy i na jakich warunkach można ją przedłużyć albo wypowiedzieć. Niestety, nader często do zarządzania bazą umów służy dziś zwykły Excel, a to nie jest doskonałe narzędzie. Na rynku są oczywiście programy do zarządzania, ale częściej są przeznaczone dla kancelarii prawniczych niż dla firm produkcyjnych czy handlowych. Koszt narzędzi szytych na miarę jest oczywiście wyższy niż produktów seryjnych.
Błażej Kuźniacki, radca prawny, badacz naukowy w Amsterdamskim Centrum Podatkowym na Uniwersytecie w Amsterdamie: To, co dziś nazywamy sztuczną inteligencją, służącą weryfikacji działania zgodnie z prawem, ma swoje korzenie jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku. Wówczas w USA opracowano program Taxman, sprawdzający poprawność rozliczeń podatku dochodowego od osób prawnych przy reorganizacji spółek. Później, w latach 70. i 80., naukowcy od sztucznej inteligencji i prawa z różnych państw przeprowadzali badania nad stworzeniem programów, które miałyby służyć „zastąpieniu prawnika". W latach 90. okazało się jednak, że zastąpienie prawnika przez sztuczną inteligencję nie jest możliwe. Zmieniono więc paradygmat na dążenie do stworzenia oprogramowania, które pomagałoby prawnikowi wykonywać proste czynności związane z jego zadaniami.
Stworzenie mechanizmu prawniczej sztucznej inteligencji dla języka polskiego może być całkiem realne, o ile dojdzie do współpracy prawników i informatyków zajmujących się tym zagadnieniem. Język polski nie musi być wielka przeszkodą. Ważniejsze wydaje się znalezienie porozumienia między prawnikami a informatykami.
Marcin Zręda: Takie narzędzia działające po polsku mogłyby dziś powstać, ale raczej dla wycinkowych gałęzi prawa, np. podatków. Opracowanie bazy danych wszystkich wyroków wydanych przez polskie sądy, która dawałaby prawnikowi narzędzie do działania we wszystkich sferach prawa, wymagałoby gigantycznego nakładu pracy i kosztów. Mam obawy, czy polski rynek, choć niemały, ma taki potencjał, by się o tym przekonać, trzeba zacząć od małych kroków. Co do współpracy prawników i informatyków, to już się dzieje na imprezach typu Global Legal Hackaton, okazuje się, że te dwie profesje znakomicie potrafią ze sobą współpracować i tworzyć wspólnie różne znakomite aplikacje.
Błażej Kuźniacki: Pod koniec lat 90. jeden z brazylijskich sędziów Sądu Najwyższego podjął współpracę z informatykami i wraz z nimi stworzył oprogramowanie zwane „Sędzia na kołach", które pomagało sędziom w wydawaniu wyroków w sprawach wypadków drogowych. W praktyce 68 proc. wszystkich spraw dotyczących wypadków drogowych było rozstrzyganych przez sędziów w brazylijskim stanie Espirito Santo właśnie z użyciem tego programu. Być może podobnie należy działać także w Polsce. Trzeba wybrać albo poszczególne dziedziny prawa i najistotniejsze wyroki w tym zakresie i zbudować oprogramowanie dedykowane sprawą z tych dziedzin. Wówczas liczba danych, na których oprze się system sztucznej inteligencji, będzie mniejsza, dane będą bardziej precyzyjne, a system łatwiej będzie stworzyć.
Tworzenie inteligentnych programów dla prawników jest w praktyce bardzo kosztowne. Kto powinien w to zainwestować: kancelarie prawne, firmy informatyczne czy może szerzej rozumiany biznes?