Wszyscy przyjaciele i znajomi zmarłego podkreślają jego wszechstronne kompetencje oraz kulturę sędziowską, zapewne wyniesioną już z domu: w jego gabinecie wisiał portret ojca – prezesa sądu w todze.
– Uderzało w nim głębokie poczucie sprawiedliwości i wrażliwość wobec słabszego – wspomina kolegę sędzia SN Antoni Górski, przewodniczący Krajowej Rady Sądowniczej, który z sędzią Dąbrowskim studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. – Jego niekwestionowany autorytet pomagał rozwiązywać spory w KRS czy szerzej: w środowisku sędziowskim – dodaje.
Na sali rozpraw emanowało od sędziego Dąbrowskiego ciepło i spokój, a nieraz i dowcip. Był też świetnym mówcą.
– Uczestniczyłem w 2010 r. w uroczystości powołania Stanisława Dąbrowskiego na stanowisko pierwszego prezesa SN – wspomina adwokat Andrzej Michałowski. – Stojąc pośrodku sali Pałacu Prezydenckiego, kierował głowę kolejno w stronę osób, do których się zwraca, i wymieniał sprawy wymagające rozstrzygnięcia. Nie było to konwencjonalne podziękowanie, ale referat o wymierzaniu sprawiedliwości – podkreśla.
O zawodzie sędziego mówił tak: „Wymierzanie sprawiedliwości wymaga indywidualnego podejścia do każdego człowieka i nieraz trzeba poświęcić dużo czasu nawet na kwestie banalne. Jednocześnie nie może być tak, że sprawy czekają latami na rozpoznanie" („Sądy to nie fabryki", „Rz" z 25 października 2010 r.). O jego wyjątkowej osobowości świadczy opowieść o pracy w sądzie w Węgrowie: miał sądzić spór między jego znajomymi, powiedział, że się wyłączy, ale oni chcieli, by to on go rozstrzygnął.