Rz: Za reprezentowanie dzieci chorych na choroby rzadkie w sprawach o refundację leku niedostępnego w normalnym obrocie w Polsce została pani wyróżniona w naszym konkursie. To trudne sprawy?
Paulina Kieszkowska-Knapik: Jest mało procedur, w których pacjent sam może z administracją walczyć o finansowanie swojego leczenia. Co do zasady system prawa zdrowotnego wygląda tak, że najpierw minister zdrowia decyduje o koszyku świadczeń albo wydaje decyzje refundacyjne, szpitale to wykonują, a pacjent jest na końcu tego procesu. Nie ma możliwości upominania się o swoje leczenie bezpośrednio u ministra. Jednym z nielicznych wyjątków jest tryb indywidualnej refundacji pozwalający na refundację leku niedostępnego w Polsce. A leki, które są potrzebne do leczenia chorób rzadkich często nie są u nas dostępne. Albo nie są dopuszczone do obrotu przez Europejską Agencję EMA, albo są dopuszczone, ale nie można ich u nas kupić, bo firmy nie produkują dla kilku pacjentów polskiej wersji.
Przepis dający prawo do indywidualnej zgody na refundację istnieje w prawie od dekady. Wcześniej nie budziło wątpliwości, że w tym trybie można się ubiegać o refundację leków, które co prawda zarejestrowane są w Europie, ale nie ma ich w wersji polskiej. Niestety, w 2014 r. ministerstwo zmieniło interpretacje na antypacjencką. Obecny resort utrzymuje tę interpretację i z nią walczymy w sądach.
O jakiej interpretacji mowa?
Resort, wydając odmowę refundacji, za każdym razem przekonuje, że w tym indywidualnym trybie płacić może tylko za leki, które nie są dopuszczone do obrotu w Polsce. Sęk w tym, że leki, o które zwykle chodzi, są zarejestrowane centralnie w UE, ale niedostępna jest ich polska wersja i w aptekach ich nie ma. I koło się zamyka.