– Mamy świadomość, że naginamy zapisy regulaminu zobowiązującego urzędników do zachowania schludnego wyglądu, ale z drugiej strony ta forma protestu nie paraliżuje pracy urzędu. Petenci widzą urzędników w strojach niekojarzących się z administracją. Część panów się nie goli, ale na razie z tego powodu nie są wyciągane konsekwencje – mówi Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Urzędzie Wojewódzkim w Łodzi.
– Protestującym nie grożą sankcje za mało urzędowy strój. Staramy się jednak, by w newralgicznych punktach pracowały osoby odpowiednio ubrane. Jeśli poza protestem ktoś przyjdzie w niestosownym ubiorze, to jego przełożony zwraca mu uwagę. Gdy to nie pomoże, przenosimy pracownika do zajęć niewymagających kontaktu z petentem – wyjaśnia Sławomir Wasilczyk, dyrektor generalny Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi.
Pracodawcy coraz częściej ograniczają dowolność ubioru i wyglądu w miejscu pracy. Najczęściej ograniczenia dotykają zatrudnionych przy obsłudze klientów, pracowników sekretariatów, recepcji, handlowców. Problematyka ubiorów służbowych wymaganych przez pracodawcę nie jest uregulowana w kodeksie pracy. Obowiązek ten wynika najczęściej z przepisów wewnętrznych, np. regulaminu pracy.
– Odpowiednie zapisy mogą zostać również umieszczone w umowie o pracę – mówi Danuta Rutkowska, rzecznik prasowy głównego inspektora pracy.
– W firmach obowiązują dwa modele wprowadzania tzw. dress codu. Pierwszy to nieformalny, ale przyjęty zwyczaj ubierania się pracowników wynikający ze specyfiki lub rodzaju działalności firmy. Częściej jednak pracodawcy decydują się na wpisanie do regulaminu pracy zasad, jakich zatrudnieni muszą przestrzegać, kompletując strój do pracy.