Takie wnioski wynikają z raportu przedstawionego przez Instytut Spraw Publicznych. Ekspertki Instytutu zauważają, że planowane obniżenie wieku emerytalnego kobiet do 60 lat, przy pozostawieniu obecnych zasad liczenia należnych im świadczeń, tylko powiększy te dysproporcje.
Z danych statystycznych ZUS, które zostały powołane w raporcie, wynika, że najwięcej kobiet pobiera świadczenie w okolicach 1400 zł miesięcznie. W odróżnieniu od nich najwięcej mężczyzn pobiera świadczenie w okolicach 1950 zł miesięcznie.
Na niskie świadczenia kobiet składa się wiele czynników społecznych. Wiele z nich wybiera pracę w nisko opłacanych branżach, jak np. służba zdrowia czy pomoc społeczna. Rzadko obejmują też kierownicze stanowiska. Najlepszym przykładem jest administracja publiczna, w której kobiety stanowią przeszło 80 proc. zatrudnionych, ale tylko 20 proc. stanowisk kierowniczych jest zajętych przez kobiety. Powszechnym zjawiskiem jest także zwalnianie kobiet z pracy, gdy osiągną wiek emerytalny.
– Niskie emerytury są też konsekwencją niekorzystnych dla kobiet regulacji prawnych – tłumaczyła w czasie seminarium Paulina Roicka z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego. – Kobiety tracą na tym, że okresu opieki nad dzieckiem czy zwolnienia chorobowego nie zalicza im się do stażu jako składkowego.
Ekspertki Instytutu postulują więc zmiany obecnego systemu emerytalnego gwarantujące np. minimalne świadczenie osobom z krótszym niż obecnie stażem pracy (25 lat). Mają też wzorowany na szwedzkich rozwiązaniach pomysł na obniżenie wieku emerytalnego. Ich zdaniem nowe przepisy powinny być elastyczne. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogliby odchodzić na emeryturę już w wieku 61 lat, ale ZUS regularnie informowałby ich o tym, o ile wzrośnie ich emerytura, jeśli popracują dłużej. Okazało się jednak, że nawet w Szwecji dochodziło do nierównego traktowania emerytów, dlatego wprowadzono tam specjalną ustawę antydyskryminacyjną.