Przed kilkoma tygodniami nagród przyznanych swoim ministrom broniła w Sejmie była premier Beata Szydło, która stwierdziła, że nagrody te "należały się ministrom" za wykonaną przez nich pracę. Teraz Kaczyński w czasie konferencji stwierdził, iż "będzie skromniej" i zapewnił, że politycy PiS nie są w polityce dla pieniędzy. Oświadczył również, że ministrowie i sekretarze stanu oddadzą otrzymane nagrody na cele społeczne.

Komentując tę wypowiedź były szef BBN gen. Stanisław Koziej zarzucił PiS-owi populizm i stwierdził, że widzi w rządzeniu "ogromny chaos" (jeszcze rano wicemarszałek Sejmu Beata Mazurek podkreślała, że nagrody zostały przyznane zgodnie z prawem). Ostrzegł też, że populistyczne rządy są groźne dla państwa.

Z kolei Ryszard Petru, były lider Nowoczesnej ocenił, że propozycje Kaczyńskiego to "zasłona dymna na chciwość PiS-u". Dodał, że posłów mogłoby być o połowę mniej "i wtedy mogliby więcej zarabiać".

Liderka Inicjatywy Polskiej Barbara Nowacka kpiła natomiast z sytuacji, w której "dobry, sprawiedliwy ojciec narodu nakazał oddać chciwym ministrom premie".

Adrian Zandberg z Razem całą sytuację nazwał "cyrkiem" i przypomniał, że jego partia postuluje związanie płacy posła z wysokością płacy minimalnej.

Natomiast Piotr Misiło z Nowoczesnej zauważył, że "koń zawinił, a kozę powiesili" zwracając uwagę na to, że za nagrody dla ministrów niższymi pensjami mają zapłacić samorządowcy i parlamentarzyści.

Na to samo zwrócił uwagę szef klubu PO Sławomir Neumann. "Teraz PiS za pazerność i chciwość swoich ministrów próbuje ukarać tysiące samorządowców obniżeniem pensji" - napisał.