Zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy w 2015 roku było bezprecedensowe. Pierwszy raz w historii wolnej Polski zwycięski obóz nie musiał szukać koalicjanta i mógł sprawować rządy samodzielnie. Na podobny komfort władzy PiS liczy również po 13 października. Sondaże wyborcze są po myśli partii Kaczyńskiego. Jednak rządzący doskonale wiedzą, że samodzielną większość cztery lata temu zdobyli nie tylko dzięki własnej sprawności, ale w dużej mierze dzięki korzystnemu splotowi okoliczności. SLD popełnił błąd, idąc do wyborów w koalicji jako Zjednoczona Lewica, za co ceną było nieprzekroczenie progu 8 proc. Z kolei partia Janusza Korwin-Mikkego zdobyła 4,76 proc., czyli niewiele brakowało, żeby przekroczyć próg 5 proc. dla partii. Również frekwencja wyborcza nie była porywająca, gdyż do urn poszła niespełna połowa uprawnionych do głosowania. Na tak sprzyjające okoliczności jak w poprzednich wyborach parlamentarnych PiS nie może liczyć jesienią.
Lewica zjednoczyła się, ale już nie kandyduje jako koalicja i w wyborach startuje pod szyldem SLD. Jest raczej pewne, że do Sejmu wejdzie. Zagrożeniem dla PiS z prawej strony może być Konfederacja, tym bardziej że partia władzy nie może konkurować na radykalizmy prawicowe z formacją Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna. PiS liczył na przejęcie wyborców PSL, ale ludowcy w sojuszu z Kukiz'15 jako Koalicja Polska mają szansę prześlizgnąć się nad progiem. Oba byty polityczne w dużej mierze łowią w tym samym zbiorze wyborców co PiS. Niemal wszystkie siły polityczne maksymalnie mobilizują wyborców, zapewniając, że najbliższe wybory parlamentarne są kluczowe dla przyszłości Polski. – Szykują się najważniejsze wybory od tych po I wojnie światowej. Decyzja Polaków z 2015 roku przyniosła wiele sukcesów. Takiej sytuacji nie było w Polsce od 1918 roku – mówił w środę Antoni Macierewicz w TV Republika. Opozycja utrzymuje, że przed nami najważniejsza elekcja od 1989 roku. PiS ma swój twardy elektorat na poziomie ok. 24 -26 proc. i liczyć może również na wsparcie części beneficjentów swoich rządów, ale to opozycja ma szanse zmobilizować potencjalnych wyborców, którzy są przeciwni rządzącym.
PiS wydaje się teflonowo odporny na afery, ale taka do czasu była też PO. A do wyborów może wypaść z szafy PiS kilka trupów. Może dojść do strajków. Opozycja w najbliższych dniach zamierza gryźć trawę, żeby nie pozostawić władzy w rękach ludzi Jarosława Kaczyńskiego. PiS sam podkłada się, popełniając błędy w kampanii, strasząc przedsiębiorców, media, artystów, zaniedbując służbę zdrowia i idąc na wojnę z nauczycielami. Prezes Kaczyński nie rzucał słów na wiatr, kiedy zapowiadał w Polsce drugi Budapeszt czy drugą Turcję.
Dzisiaj rządzący z ostrożnością podchodzą do optymistycznych dla siebie sondaży, pamiętając, że Bronisław Komorowski według przedwyborczych badań również mógł liczyć na reelekcję. Do wyborów wszystko może się jeszcze zdarzyć. Karty wydają się rozdane, ale żadnego ze scenariuszy wykluczyć nie można.