Niemcy: kobiety domagają się większej obecności w życiu publicznym

Kobiety w Niemczech domagają się większej obecności w życiu publicznym, co zagwarantować może jedynie ustawodawca.

Aktualizacja: 27.11.2019 06:17 Publikacja: 26.11.2019 18:38

Christine Lambrecht

Christine Lambrecht

Foto: AFP

Nie może być tak, że połowa społeczeństwa złożona z kobiet nie posiada proporcjonalnej reprezentacji w Bundestagu – twierdzi Christine Lambrecht (SPD), minister sprawiedliwości, i wzywa do zmian ustawowych, które mankament ten usuną. Tym bardziej że ustawa zasadnicza Niemiec zawiera wyraźną deklarację o równym traktowaniu kobiet i mężczyzn i zobowiązuje państwo do jej urzeczywistniania.

Wraz z apelem pani minister pojawiła się propozycja ministra finansów zmierzająca do tego, aby cofnąć wszelkie preferencje podatkowe dla stowarzyszeń, które wykluczają kobiety. Przy tym minister nie nalega, aby kobiety były członkami absolutnie wszystkich z 600 tys. działających w Niemczech stowarzyszeń, jak np. skupiających wyłącznie gejów.

Apelom tym towarzyszą katastroficzne dane na temat niedostatecznej obecności kobiet w Bundestagu, parlamentach landowych czy na wyższych stanowiskach rządowych, w partiach politycznych.

Dzieje się to w kraju, w którym kanclerzem od 14 lat jest kobieta. Największą partią polityczną, czyli konserwatywną – CDU, kierują kobiety od niemal dwu dziesiątków lat. Przez wiele lat Angela Merkel, a od roku Annegret Kramp-Karrenbauer.

Jeszcze kilka miesięcy temu na czele SPD stała kobieta – Andrea Nahles. Za kilka dni, po zakończeniu procedury wyborów nowego kierownictwa partii socjaldemokratycznej, kobieta będzie współprzewodniczącą w tandemie z mężczyzną.

Jednak we frakcji CDU/CSU w Bundestagu zaledwie co piąty deputowany jest kobietą. Gorzej jest jedynie w Alternatywie dla Niemiec (AfD), gdzie w liczącej 91 osób frakcji zaledwie 10 to kobiety. Jest to partia twardych, nierzadko faszyzujących mężczyzn ze środowisk skrajnie prawicowych, w których w większości liberalnie nastawione Niemki nie mają czego szukać.

W liberalnej i wolnorynkowej FDP procent kobiet jest niewiele wyższy niż w ugrupowaniu pani kanclerz. Za to z ramienia Zielonych zasiada w Bundestagu więcej kobiet (58,2 proc.) niż mężczyzn. Podobnie jest u postkomunistów z ugrupowania Lewica. W sumie w Bundestagu co trzeci mandat sprawuje kobieta. To nieco więcej niż w polskim Sejmie, gdzie udział kobiet wynosi obecnie 28,4 proc.

W takiej sytuacji kobiety z SPD oraz CDU domagają się zmian w równym traktowaniu w działalności partyjnej. Czynią to od dziesięcioleci bez widocznych rezultatów.

– Nie bez znaczenia są uwarunkowania historyczno-socjologiczne takiego stanu rzeczy – mówi Joanna Stolarek, niemiecka dziennikarka kierująca biurem fundacji im. Heinricha Bölla w Warszawie. Fundacja poświęca w Niemczech sporo miejsca badaniom pozycji i roli kobiet w społeczeństwie. Przypomina, że jeszcze w latach 60.–70. ubiegłego wieku kobiety w RFN miały kłopoty z otwarciem rachunku w banku bez zgody męża czy ze zrobieniem prawa jazdy. Z drugiej strony mężczyźni wykazują więcej solidarności grupowej niż kobiety, które nie wspierają się wzajemnie w takim samym stopniu. – Ma to swoje konsekwencje mimo postępującej emancypacji niemieckich kobiet – twierdzi Joanna Stolarek.

Nie tylko w polityce, ale i biznesie, gdzie reprezentacja kobiet jest w Niemczech mniejsza niż w wielu innych krajach. Jak wynika z raportu szwedzkiej fundacji Allbright, w zarządach firm notowanych w indeksie DAX-30 udział kobiet wynosi zaledwie 12,1 proc. To mniej więcej tyle samo co w Indiach czy Turcji. Na nic zdały się więc wszelkie postulaty ze strony polityki pod adresem biznesu, aby ułatwił kobietom dostęp do wyższych stanowisk. Biznes podjął przed kilkoma laty dobrowolne zobowiązanie o zwiększeniu do 30 proc. miejsc w zarządach dla kobiet. Nic z tego nie wyszło. – W 70 proc. niemieckich firm udział kobiet w zarządach wynosi zero – przypomina minister Christine Lambrecht.

Ma stary pomysł, jak zmienić ten stan rzeczy. Chodzi o wprowadzenie kwot dla kobiet. Trwają prace nad odpowiednią ustawą. Kwoty musiałyby obowiązywać jednak we wszystkich dziedzinach życia. Także w polityce, gdzie np. we władzach gmin kobiet jest zaledwie jedna czwarta. Nieco lepiej w dużych miastach, gdzie cztery na dziesięć miejsc zajmują kobiety. Tutaj system kwotowy mógłby zadziałać.

Jak jednak zmienić obecny stan rzeczy na uniwersytetach? Tak na przykład na wydziale prawa uniwersytetu w Heidelbergu funkcjonuje 20 profesorów, lecz zaledwie dwie profesorki. Pani minister sprawiedliwości ma prosty pomysł, jak te proporcje zmienić. Wychodzi z założenia, że na studiach prawniczych studentki radzą sobie lepiej niż studenci. Na przeszkodzie w karierze naukowej kobiet stoją jednak wcześniej czy później dzieci i rodzina. Dlatego minister Lambrecht proponuje zapewnienie kobietom całodziennej opieki nad dziećmi – coś na kształt przedszkola plus. Na razie to utopia.

Polityka
Szczyt NATO w Hadze. „Zełenski może nie być mile widziany"
Polityka
Euforia w Syrii. Trump obiecuje znieść sankcje
Polityka
Wyścig zbrojeń: NATO zdławi Rosję
Polityka
Nawet przedstawiciele MAGA krytykują Donalda Trumpa za chęć przyjęcia samolotu od Kataru
Polityka
Czy Konfederacja w drugiej turze otwarcie poprze Nawrockiego? Bosak „odmawia spekulacji”