Rada Najwyższa Ukrainy przegłosowała w środę w drugim czytaniu chyba najbardziej kosztowną ustawę w historii ukraińskiego parlamentaryzmu. Dotyczy systemu bankowego i uniemożliwia zwrot byłym właścicielom znacjonalizowanych lub wycofanych przez państwo z rynku banków.
W ciągu ostatnich sześciu lat zniknęło tam ponad 100 banków. Nikt jednak w Kijowie nie ma wątpliwości, że tak naprawdę chodzi o Privatbank, który wcześniej należał do oligarchy Ihora Kołomojskiego. Bank został przejęty przez państwo za rządów Petra Poroszenki, a jego ratowanie kosztowało podatników ponad 5 mld dol.
Oligarcha wytoczył wojnę o bank w sądach ukraińskich wiosną ubiegłego roku. Tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich, w których sondaże wróżyły zwycięstwo Wołodymyra Zełenskiego, sąd administracyjny w Kijowie uznał, że nacjonalizacja była bezprawna. Lokalne media spekulowały, że oligarcha, który otwarcie popierał Zełenskiego w czasie kampanii wyborczej, miał bardzo konkretny cel – Privatbank.
Od tamtej pory sprawa utknęła w sądach, które od miesięcy oglądały się na ustawodawców. Zełenski, którego rok temu konkurenci nazywali „marionetką Kołomojskiego", w środę osobiście udał się na posiedzenie Rady Najwyższej, by namawiać deputowanych do przyjęcia ustawy, którą kijowskie media już dawno nazywają „antykołomojską".
To od jej przyjęcia zależało, czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) wesprze Ukrainę w trudnych czasach pandemii, która rozkłada na łopatki gospodarkę nad Dnieprem. W Kijowie liczą na 8 mld dolarów z MFW, ale to nie wszystko. Przegłosowana w środę ustawę otwiera też drzwi do współpracy Ukrainy z innymi instytucjami finansowymi, takimi jak Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju.