Samorządowcy zakładają, że za zniesieniem przepisów kontrolujących podwyżki w samorządach będą lobbować byli i obecni szefowie miast, którzy tworzą PO lub z nią sympatyzują.
– Generalnych zmian w ustawie nie trzeba dokonywać. Samorządowcy w mniejszych miastach zarabiają adekwatnie do obowiązków. Mamy natomiast problem największych miast, bo ich prezydenci pełnią funkcje menedżerskie, a zarabiają mniej niż menedżerowie – przyznaje Tomasz Tomczykiewicz, były burmistrz Pszczyny, obecnie wiceszef PO i członek Sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego. Obawia się, że samorządowe zarobki zaczną w końcu odstraszać fachowców. – Mieliśmy sygnały, iż to duża determinacja być prezydentem dużego miasta z jego marnymi zarobkami. To może powodować negatywną selekcję, więc może powinniśmy jakoś zatrzymać najlepszych – zastanawia się poseł PO.
Maksymalna wysokość płac wójtów, burmistrzów i prezydentów miast określona jest w rozporządzeniach wydawanych na podstawie ustawy o pracownikach samorządowych. Wynagrodzenia zależą od liczby mieszkańców. Dziś prezydent miasta takiego jak Poznań czy Warszawa może dostawać około 12 tys. zł brutto. Ile dokładnie, decydują radni miejscy.Nad zmianą tych ograniczeń są gotowi się zastanowić nie tylko posłowie PO, ale także PiS.
– Możemy podyskutować. Choć nie wiem, czy taka zmiana nie wyzwoli w samorządowcach pokusy sięgnięcia po kasę. Dlatego trzeba być ostrożnym i stosować jakąś kotwicę hamującą apetyty – mówi Leonard Krasulski, poseł PiS z Komisji Samorządu.
Tylko na LiD samorządowcy nie mają co liczyć. – Nikt im nie każe być prezydentami miast! To służba publiczna i wcale nie zarabiają w niej tak mało, porównywalnie do posłów, a czasem więcej niż ministrowie – krytykuje pomysł zniesienia ograniczeń Witold Gintowt-Dziewałtowski (LiD), wiceszef Komisji Samorządu. – Wszyscy powinni zarabiać lepiej. Ciekawe, czy PO będzie też chciała znieść ustawę kominową ograniczającą zarobki w spółkach Skarbu Państwa – dodaje poseł LiD.
