Zdobywanie informacji czy robienie zdjęć to naturalna powinność w dziennikarstwie, gdyż informacje nie są własnością ani ABW czy prokuratora, ani nawet dziennikarzy – tylko społeczeństwa. Oczywiście ta zasada (wolność prasy) ma pewne granice, podobnie jak pozyskiwanie informacji z sądów, rozpraw, śledztw czy rewizji.
Takie granice są wyraźnie wyznaczone np. przy nagrywaniu rozpraw. Sąd może zezwolić mediom na ich utrwalanie, gdy uzasadniony interes społeczny za tym przemawia i nie będzie to utrudniać ich prowadzenia.
Nie ma takiej wyraźnej regulacji w przypadku śledztw. Fakt, że zwykle nie są one jawne, wynika raczej z ich natury: rzecz toczy się zwykle w biurze prokuratora lub na komisariacie. Ale prokurator może ujawnić prasie informacje ze śledztwa.
Więcej konkretów dotyczy rewizji (w języku kodeksów – przeszukania). Podczas przeszukania może być obecna osoba, u której prowadzona jest rewizja, oraz osoba przez nią wskazana, jeżeli nie uniemożliwia to przeszukania albo nie utrudnia go w istotny sposób (art. 224 kodeksu postępowania karnego). O tym, czy obecność tych osób utrudnia prowadzenie rewizji czy też nie, decyduje organ ją przeprowadzający (policja, prokurator). Zatem ABW, przeprowadzając przeszukanie w domu Piotra Bączka mogła odmówić wstępu ekipie telewizyjnej. Jeśli zaś dziennikarze już tam weszli, miała prawo ich wyprosić.
Funkcjonariusze popełnili jednak błąd. Jeżeli chcieli zadbać o „zachowanie tajnego biegu śledztwa”, to powinni byli zadbać, aby nikt postronny tam się nie dostał. Tym bardziej że dziennikarze pojawili się po kilku godzinach trwania rewizji. Nie było zabezpieczeń, więc trudno się dziwić, że niezatrzymywani szli dalej.