PiS rozważa wniosek o odrzucenie projektu jeszcze przed rozpoczęciem prac nad nim. A po cichu liczy, że prezydent Lech Kaczyński zawetuje ustawę. Bój toczy się o kadry w administracji rządowej, czyli o setki stanowisk. – Chcemy przywrócić rolę apolitycznego korpusu służby cywilnej – tłumaczy rządowy projekt Waldy Dzikowski, wiceszef Klubu PO.
Pomysły PiS były wytrychem do zatrudniania urzędników według klucza politycznego Waldy Dzikowski Wiceszef Klubu PO
Ustawa o służbie cywilnej z 1996 r. miała stworzyć korpus apolitycznych fachowców, którzy pracowaliby w urzędach niezależnie od barw politycznych rządu. Mieli obejmować stanowiska w drodze konkursu dzięki kwalifikacjom i doświadczeniu. Jednak kolejne rządy od lat próbowały omijać przepisy i umieszczać na stanowiskach znajomych lub politycznych współpracowników. W 2005 r. PiS pod hasłem poprawienia ustawy zlikwidował konkursy. Teraz rząd Platformy chce cofnąć zmiany wprowadzone przez PiS.
Przede wszystkim chce zlikwidować Państwowy Zasób Kadrowy. Z PZK minister może dziś sobie dobrać kandydata na dyrektora poza konkursem. – Jednak aby dostać się do PZK, trzeba zdać egzamin – tłumaczy PiS. Ale automatycznie w zasobie znaleźli się wszyscy, którzy zajmowali kierownicze stanowiska w momencie wejścia ustawy w życie. Z PZK obsadzano wyższe, czyli dyrektorskie, stanowiska w administracji. – Pomysły PiS w rzeczywistości okazały się wytrychem do zatrudniania na stanowiskach urzędników według klucza towarzysko-politycznego – mówi Dzikowski. Rząd po likwidacji PZK chce włączyć stanowiska dyrektorskie do służby cywilnej. Będą je mogli wówczas obejmować jedynie urzędnicy mianowani, choć również bez konkursów. Mają być obsadzane w drodze awansu w urzędach.
Politycy PiS bronią wprowadzonych przez siebie przepisów. – PZK się sprawdził. Rząd chce szkodzić, a my się na to nie zgodzimy – mówi Małgorzata Sadurska z PiS. Jej zdaniem dowodem na „powrót gorszych przepisów” są plany przywrócenia testów z języka rosyjskiego na egzaminach na urzędnika.