Autorzy nowelizacji ustawy o NIK twierdzą, że dzięki zmianom Izba będzie pracować sprawniej, a jej prezes zyska wpływ na obsadę dyrektorskich stanowisk.

– Rewolucji kadrowej nie będzie – zapewnia Teresa Piotrowska, wiceszefowa Komisji ds. Kontroli Państwowej, pod obrady której – jak wczoraj napisała „Polska” – projekt zmian trafi we wrześniu. Przewiduje on, że dyrektorzy departamentów i delegatur NIK będą wybierani na pięcioletnią kadencję. Dziś można ich zwolnić, tylko gdy dostaną dwie nagany, co się nie zdarza.

– Takie zasiedzenie może być groźne – uważa Piotrowska. Podaje przykład łódzkiej delegatury. Ta długo nie dopatrzyła się nieprawidłowości w Funduszu Ochrony Środowiska powiązanym z Andrzejem Pęczakiem (SLD), z którego wyprowadzano pieniądze.

– Wprowadzenie kadencyjności uzależni dyrektorów delegatur i departamentów od aktualnej władzy politycznej – komentuje Błażej Torański, rzecznik NIK. – Mogą się bać trudnych decyzji. A NIK kontroluje najważniejsze instytucje w państwie i musi zachować niezależność.