Radosław Sikorski zrobił życiowy błąd, rezygnując ze stanowiska komisarza UE ds. obronności? Znany z daleko idących ambicji szef polskiej dyplomacji w ubiegłym roku nie zdecydował się na karierę w Brukseli, licząc, że wejdzie do wyścigu o Pałac Prezydencki. Europejska obronność, resort, jaki wtedy rozważano dla Polski, przypadł w końcu byłemu premierowi małej Litwy Andriusowi Kubiliusowi, bo z tym stanowiskiem wiązały się bardzo ograniczone kompetencje.
Wszystko zmieniła rewolucja geopolityczna, jaką spowodował powrót do Białego Domu Donalda Trumpa. Europejczycy nagle stanęli wobec przerażającej wizji, że nie tylko Ameryka wycofa się ze wspierania Ukrainy, ale i obrony europejskich aliantów. Amerykańskie media uważają, że Trump jest u progu decyzji o wycofaniu nie tylko 20 tys. amerykańskich żołnierzy rozlokowanych wzdłuż wschodniej flanki NATO, ale także kolejnych 40 tys., którzy służą w ramach bardzo kosztownego systemu rotacji.
Wówczas zostałaby utrzymana tylko szczątkowa siła 40 tys. amerykańskich żołnierzy. Europejczycy pozostaliby wobec zbrojącej się po zęby Rosji sami. Albo prawie sami. Ich sytuacja byłaby jeszcze gorsza, jeśli Kijów przystałby na rozejm (de facto kapitulację) na warunkach forsowanych przez Trumpa. Wtedy milionowa ukraińska armia de facto przestałaby bronić Unii.
Putin może już wykorzystać ćwiczenia Zapad na Białorusi latem tego roku, aby zaatakować NATO
Kubilius nagle znalazł się w centrum starań o uratowanie Wspólnoty przed katastrofą. 19 marca jego służby przedstawią białą księgę w sprawie europejskiej obronności: zestaw działań, które kraje UE, ale także Wielka Brytania, Norwegia, Turcja, a nawet Kanada powinny wspólnie pilnie podjąć, by uniknąć katastrofy.
6 marca w Brukseli przywódcy UE zrobili pierwszy krok. Komisja Europejska sięgnęła do art. 122 Traktatu UE, który przewiduje ułatwienia w finansowaniu wspólnych działań w sytuacjach nadzwyczajnych. Zapowiedziała, że w nadchodzących pięciu latach zaciągnie 150 mld euro kredytów na wydatki na obronę. Każdy z krajów będzie mógł wystąpić o te środki wypłacane na nieco lepszych warunkach, niż oferują rynki finansowe. Ursula von der Leyen zapowiedziała także, że na cztery lata zostaną poluzowane reguły paktu o stabilności i rozwoju tak, aby wydatki na obronę powyżej 2 proc. PKB (ale maksymalnie do 3,5 proc. PKB) nie były uwzględniane w rachunkach deficytu budżetowego. Pozostaje pytanie, na ile stolice krajów UE to wykorzystają.