Wspólna obrona Europy albo podbój przez Moskwę

Jeśli europejscy przywódcy nie przekroczą rubikonu i nadal będą zbroić się każdy na własny rachunek, Rosja podbije Ukrainę. I pójdzie dalej.

Publikacja: 10.03.2025 04:44

Niemcy chcą wydać dodatkowo na obronę 400 mld euro - to plan rządu, na którego czele ma stanąć Fried

Niemcy chcą wydać dodatkowo na obronę 400 mld euro - to plan rządu, na którego czele ma stanąć Friedrich Merz (z prawej; obok szefa Rady Europejskiej Antonia Costy, 6 marca w Brukseli)

Foto: AFP

Radosław Sikorski zrobił życiowy błąd, rezygnując ze stanowiska komisarza UE ds. obronności? Znany z daleko idących ambicji szef polskiej dyplomacji w ubiegłym roku nie zdecydował się na karierę w Brukseli, licząc, że wejdzie do wyścigu o Pałac Prezydencki. Europejska obronność, resort, jaki wtedy rozważano dla Polski, przypadł w końcu byłemu premierowi małej Litwy Andriusowi Kubiliusowi, bo z tym stanowiskiem wiązały się bardzo ograniczone kompetencje. 

Wszystko zmieniła rewolucja geopolityczna, jaką spowodował powrót do Białego Domu Donalda Trumpa. Europejczycy nagle stanęli wobec przerażającej wizji, że nie tylko Ameryka wycofa się ze wspierania Ukrainy, ale i obrony europejskich aliantów. Amerykańskie media uważają, że Trump jest u progu decyzji o wycofaniu nie tylko 20 tys. amerykańskich żołnierzy rozlokowanych wzdłuż wschodniej flanki NATO, ale także kolejnych 40 tys., którzy służą w ramach bardzo kosztownego systemu rotacji.

Wówczas zostałaby utrzymana tylko szczątkowa siła 40 tys. amerykańskich żołnierzy. Europejczycy pozostaliby wobec zbrojącej się po zęby Rosji sami. Albo prawie sami. Ich sytuacja byłaby jeszcze gorsza, jeśli Kijów przystałby na rozejm (de facto kapitulację) na warunkach forsowanych przez Trumpa. Wtedy milionowa ukraińska armia de facto przestałaby bronić Unii. 

Putin może już wykorzystać ćwiczenia Zapad na Białorusi latem tego roku, aby zaatakować NATO

Kubilius nagle znalazł się w centrum starań o uratowanie Wspólnoty przed katastrofą. 19 marca jego służby przedstawią białą księgę w sprawie europejskiej obronności: zestaw działań, które kraje UE, ale także Wielka Brytania, Norwegia, Turcja, a nawet Kanada powinny wspólnie pilnie podjąć, by uniknąć katastrofy. 

6 marca w Brukseli przywódcy UE zrobili pierwszy krok. Komisja Europejska sięgnęła do art. 122 Traktatu UE, który przewiduje ułatwienia w finansowaniu wspólnych działań w sytuacjach nadzwyczajnych. Zapowiedziała, że w nadchodzących pięciu latach zaciągnie 150 mld euro kredytów na wydatki na obronę. Każdy z krajów będzie mógł wystąpić o te środki wypłacane na nieco lepszych warunkach, niż oferują rynki finansowe. Ursula von der Leyen zapowiedziała także, że na cztery lata zostaną poluzowane reguły paktu o stabilności i rozwoju tak, aby wydatki na obronę powyżej 2 proc. PKB (ale maksymalnie do 3,5 proc. PKB) nie były uwzględniane w rachunkach deficytu budżetowego. Pozostaje pytanie, na ile stolice krajów UE to wykorzystają.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Bomba atomowa. Skoro Niemcy, to i Polska

Trzeba w każdym razie znacznie więcej i znacznie szybciej, aby Europa obroniła Ukrainę i samą siebie przed coraz bardziej realną rosyjską groźbą. Zdaniem brytyjskiego, polskiego, duńskiego czy francuskiego wywiadu Rosja będzie gotowa do uderzenia w europejskie kraje NATO w ciągu trzech–dziesięciu lat. Może to się jednak stać znacznie szybciej, jeśli Kreml dojdzie do wniosku, że Ameryka Trumpa nie przyjdzie z odsieczą Europejczykom. W tym kontekście zachodni wywiad pilnie przygląda się przygotowaniom do ćwiczeń Zapad na Białorusi tego lata. Będą w nich uczestniczyły poważne siły rosyjskie. 

Dziś poprzez głównodowodzącego wojskami NATO Amerykanie ściśle kontrolują europejskich aliantów

Brukselski Instytut Bruegla uważa, że wolna Europa musi natychmiast zwiększyć roczne wydatki na obronę przynajmniej o 250 mld euro rocznie (dziś wynoszą 340 mld euro rocznie), tak aby doszły do 3,5 proc. PKB. Powinna też zostać postawiona na nogi dodatkowa siła 300 tys. żołnierzy. Mieliby oni zastąpić 100 tys. Amerykanów dziś stacjonujących na naszym kontynencie oraz kolejnych 200 tys., którzy wedle planów natowskich mają w razie rosyjskiego ataku zostać błyskawicznie przerzuceni przez Atlantyk.

Tyle, że nawet równie gigantyczny wysiłek nie byłby wystarczający, jeśli każdy z krajów europejskich zbroiłby się na własną rękę, jak to jest obecnie. Duża część inwestycji poszłaby na marne z powodu dublowania się działań krajów europejskich. Stąd Kubilius, a potem unijni przywódcy stają przed decyzją o tym, czy przekroczyć rubikon i pójść w kierunku budowy wspólnej polityki obronnej. Tego, co przed laty Jarosław Kaczyński nazywał „europejską armią”. 

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Parasol atomowy Francuzów? Zaraz możemy nie mieć nic lepszego

Eksperci brukselskiego instytutu Eurodefense uważają, że należy zacząć od budowy europejskiego systemu dowodzenia. Dziś w NATO w pełni kontrolują go Amerykanie poprzez głównodowodzącego siłami sojuszu w Europie, amerykańskiego generała Christophera Cavoliego. Dalej: Unia powinna otrzymać kompetencje do samodzielnego prowadzenia wojny. Dziś może się ona zajmować tylko ustalonymi w 1992 roku tzw. zadaniami z Petersbergu, czyli zasadniczo misjami humanitarnymi czy pokojowymi. Tu staje jednak na porządku dziennym kwestia instytucjonalna: aby ominąć opór prorosyjskich Węgier i Słowacji, a jednocześnie włączyć do współpracy Wielką Brytanię czy Norwegię, należy opracować zupełnie nowe, pozaunijne struktury działania. Inny problem dotyczy rozszerzenie mandatu Europejskiego Banku Inwestycyjnego o finansowanie inwestycji w zbrojenia.

Los Ukrainy pokazuje, co się dzieje z krajami zaatakowanymi przez Rosję, które nie mają parasola atomowego

Kolejne wyzwania mają charakter finansowy. Chodzi o emisję europejskich obligacji, jak to było po pandemii, i uruchomienie setek miliardów euro w perspektywie miesięcy, a nie lat. Jest to niezbędne, aby sfinansować budowę takiego przemysłu zbrojeniowego, który nie ustępowałby rosyjskiemu.

Instytut Bruegla uważa, że na skuteczną odsiecz przez Europejczyków dla państw bałtyckich potrzeba przynajmniej 1,5 tys. czołgów i 2 tys. bojowych wozów piechoty: więcej, niż dziś mają razem Francja, Wielka Brytania i Niemcy. Ta broń powinna jednak pochodzić z Europy, bo nie da się zagwarantować, że Trump zabroni sprzedaży amerykańskiej broni nawet za ciężkie miliardy dolarów. Dziś 63 proc. zamówień zbrojeniowych Europejczyków trafia do Ameryki.

Czytaj więcej

Ukraina bez pomocy USA. Kijów szuka planu B

Jest też problem społeczny. Eurodefense uważa, że wzorem krajów skandynawskich wszystkie państwa europejskie powinny szykować się do „wojny totalnej”: takiej, w której będzie brać udział całe społeczeństwo. Jak to jednak przyjmą w czasach narastającego nacjonalistycznego populizmu wyborcy?

Największym wyzwaniem pozostaje jednak z pewnością decyzja innych niż Francja i Wielka Brytania europejskich demokracji, czy uzbroić się we własną broń jądrową. Aby poznać los krajów, które w starciu z Rosją nie mają atomowego parasola, wystarczy śledzić to, co dzieje się dziś z Ukrainą. 

Polityka
MAGA szuka następcy Trumpa. Jest już kandydat
Polityka
Kolejny sędzia federalny orzekł, że blokada USAID jest niezgodna z konstytucją
Polityka
Parlament Węgier zdecydował. Zakaz organizacji Parady Równości w Budapeszcie
Polityka
Trump i Putin dzielą świat
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Polityka
Rozmowa Trump – Putin: Rozbiór Ukrainy?
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń