Zdecydowanie prezydencja jest projektem, który dotyczy całego rządu i wszystkich ministerstw. Ta praca, którą wykonujemy w ramach KPRM – to nas różni zresztą od 2011 r., bo wtedy prezydencję przygotowywał MSZ – to praca ze wszystkimi resortami. Pracujemy w zespołach programowych, w każdym ministerstwie wyznaczony jest minister ds. prezydencji i w takiej specjalnej radzie omawiamy wszystkie zagadnienia merytoryczne, projekty, priorytety główne i sektorowe. Pracujemy też z rzecznikami, osobami odpowiedzialnymi za komunikację, by globalnie przygotować całą prezydencję pod tym kątem. Technicznie to też wspominane już przeze mnie znalezienie, wysłanie i przeszkolenie tych 100 osób do Brukseli, jak również przygotowanie im odpowiednich warunków. To również szkolenia dla całego korpusu urzędników oraz kalendarz prezydencji, który powstaje we współpracy z resortami i Radą UE, i który jest nie lada wyzwaniem. Do tego budżet, którym zarządzamy.
Na koniec: jakie dla pani są wyznacznikiem sukcesu prezydencji?
Bardzo często wyznacznikiem sukcesu jest liczba przeprowadzonych skutecznych negocjacji. I świetnie byłoby wystartować w tym wyścigu. Ale polska prezydencja będzie bardziej otwierająca niż zamykająca, ze względu na ten wspominany wcześniej cykl instytucjonalny. Będziemy więcej dyskusji inicjować, a ich zamykanie przypadnie kolejnym prezydencjom z tzw. trio, czyli Danii i Cyprowi. Ja obrałam sobie trzy cele: pierwszy to pokazanie, że „Poland is back”, że znów jesteśmy w grze, że warto tu inwestować. Duży nacisk w trakcie prezydencji kładziemy na innowacje, na pokazywanie pomysłów na biznes w Polsce i na to, jak można wydatkować środki unijne. Jeden cel jest więc wizerunkowy. Drugi – to pokazanie skuteczności samej machiny prezydencji i skuteczności negocjacji. Trzeci cel, wewnętrzny: zgodnie z badaniami rośnie grupa przeciwników UE. Ona zaczęła rosnąć w momencie agresji Rosji na Ukrainę. A powinno być moim zdaniem odwrotnie. Widzimy też, że osoby, które mówią o polexicie, zwykle swoją opinię kreują na podstawie nieprawdziwych informacji. Chcę wykorzystać prezydencję jako wehikuł do szerzenia prawdziwych informacji o UE. Aby pokazać, jaka jest prawda, i edukować, gdzie można szukać prawdziwych informacji. Bezpieczeństwo informacyjne to jeden z ważnych elementów prezydencji zresztą. I to są moje trzy cele na prezydencję.
Pani doświadczenie unijne, dziennikarskie się teraz przydaje?
Absolutnie, wszystko się przydaje. Jako korespondentka relacjonowałam wiele prezydencji. Dziś wiem, że łatwiej się ocenia jako dziennikarz, niż się je przygotowuje. Doświadczenie z KE to kontakty i znajomość instytucji unijnych. I mówiąc pół żartem, pół serio, tego specyficznego slangu brukselskiego, w którym się wszyscy porozumiewają. Bez styku z tym wszystkim trudniej byłoby się odnaleźć w tej pracy.