„Stop psuciu demokracji", „Pod osłoną nocy PiS kraj na dno stoczy", „Dość nocnych zmian", „Trybunał gwarantem demokracji", „Ręce precz od Trybunału". To tylko kilka z licznych transparentów, jakie przynieśli w sobotę protestujący przeciwko rządom PiS. To już drugi weekend z rzędu, w którym na ulice polskich miast wyszły tysiące osób niezadowolonych z polityki nowej władzy.
Kukiz szuka Żydów
– Zaczynamy mieć nadzieję, bo zobaczyliśmy, że jest nas wielu, zależy nam na demokracji, wolności – mówił Mateusz Kijowski, lider internetowej grupy KOD, która zorganizowała protesty. Sobotnia manifestacja była mniejsza od tej z ubiegłego weekendu. Według sporządzonego na wewnętrzne potrzeby policji raportu brało w niej udział ok. 10 tysięcy osób. Pod Sejmem pojawili się czołowi politycy opozycji, m.in. Ryszard Petru z Nowoczesnej, Radosław Sikorski, Tomasz Siemoniak i Andrzej Halicki z PO.
Choć oba te ugrupowania walczą o wspólny elektorat, wciąż łączy je wspólny cel. Osłabienie pozycji PiS i zatrzymanie planowanych przez nową ekipę rządzącą zmian, zwłaszcza związanych z Trybunałem Konstytucyjnym.
Tym razem to jednak nie oni, lecz celebryci – artyści i dziennikarze – wygłaszali główne przemówienia.
– Witam was wszystkich: komuniści, złodzieje, ludzie gorszego sortu. Ludzie, którzy nie mają głów, wszyscy zaprzedani. Mogą zamykać nam programy, wyłączać mikrofony, ale nigdy nie zamkną nam ust – mówił redaktor naczelny „Newsweeka" Tomasz Lis, który traci swój program w TVP, choć decyzję podjął wybrany jeszcze za poprzednich rządów prezes Janusz Daszczyński.