„Dwie z pięciu rakiet, które (w środę) rano wystrzelono na Charków są produkcji północnokoreańskiej” – napisał na Facebooku szef wydziału śledczego charkowskiej policji Siergiej Bołwinow.
Już w czwartek zidentyfikowano kolejne. Tym razem Rosjanie ostrzelali nimi miejscowość Selidowo w obwodzie donieckim. Jednak ukraińskie ministerstwo spraw wewnętrznych nie poinformowało, ile spośród ośmiu pocisków, które trafiły miasteczko, było produkcji północnokoreańskiej.
Czytaj więcej
Rosyjska armia bez przerwy zmienia sposoby prowadzenia nalotów na Ukrainę, próbując ominąć jej obronę przeciwlotniczą.
Pierwsze informacje o dostawach broni do Rosji z kraju rządzonego przez komunistów i prawie całkowicie odciętego od świata pojawiły się jeszcze w październiku ubiegłego roku. Wtedy na zdjęciach satelitarnych na północnokoreańskim, kolejowym przejściu granicznym Tumangang zaobserwowano kilkakrotny wzrost ilości transportów zmierzających w kierunku Rosji.
Początkowo wywiady zachodnie (głównie amerykański) sądziły, że Kreml kupił w Korei pociski artyleryjskie. Doradca amerykańskiego prezydenta ds. bezpieczeństwa John Kirby mówił o tysiącu kontenerów z jakimś uzbrojeniem. Wszystko to wiązano z wizytami najpierw rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu w Korei Północnej, a potem Kim Dzong Una w Rosji.