Prof. Stanisław Żerko: To PiS zainteresował się sytuacją Instytutu Zachodniego

- Gdyby nie odsunięcie PO od władzy w 2015 r., dziś już nie byłoby Instytutu Zachodniego – uważa prof. Stanisław Żerko, niemcoznawca. Polemizuje z tezami listu, który wysłała do „Rzeczpospolitej” prof. Jadwiga Kiwerska.

Publikacja: 08.01.2024 12:40

Prof. Stanisław Żerko

Prof. Stanisław Żerko

Foto: IPN

Stanisław Żerko jest profesorem nauk historycznych, specjalizującym się w najnowszej historii Niemiec i stosunkach polsko-niemieckich. W Instytucie Zachodnim pracuje od 39 lat. Do redakcji „Rzeczpospolitej” przysłał list zatytułowany „Warto być przyzwoitym”. Zaznaczył, że to jego trzeci na tych łamach artykuł o Instytucie Zachodnim. Dwa poprzednie, w 2011 i 2014 r., przyniosły mu w tymże Instytucie duże kłopoty.

Upomnienie i ostracyzm po publikacji w „Rzeczpospolitej”

„Po pierwszym tekście dyrektor Instytutu zwołał zebranie pracowników, na którym poinformował o nałożonej na mnie karze upomnienia za tę publikację. Drugi artykuł pociągnął za sobą pisma do ówczesnych władz, odcinające się od moich opinii. Towarzyszyła temu akcja ostracyzmu części pracowników wobec mnie, z inspirującym udziałem zasiadającej w honorowym komitecie wyborczym Bronisława Komorowskiego prof. Jadwigi Kiwerskiej, teraz autorki listu do „Rzeczpospolitej” – dodał.

Nominaci PO w Instytucie Zachodnim

Następnie przypomniał, że Instytut Zachodni był wówczas formalnie jeszcze instytutem naukowo-badawczym, „a jego pracownicy – teoretycznie niezależni od władz politycznych”. „Niemniej Rada Naukowa już wtedy została zredukowana do grona nominatów PO, niekiedy z nauką niemających nic wspólnego. Zasiadała w niej na przykład Grażyna Kulczyk. Z tego tez powodu z niesmakiem czytam zarzut J. Kiwerskiej, iż rząd Zjednoczonej Prawicy skierował do Rady Instytutu np. prof. Grzegorza Kucharczyka. Widać nieważne, że jest to wybitny historyk niemcoznawca, autor fundamentalnej syntezy dziejów Prus. Istotniejsze jest, że ten uczony ma poglądy konserwatywne, czyli „pisowskie”. Nawiasem mówiąc skład tamtej Rady Instytutu dopiero teraz jest przez J. Kiwerską publicznie krytykowany” – dodał profesor.

Czytaj więcej

W obronie Instytutu Zachodniego: Miał przynieść korzyść Polsce, nie PiS

Odwołał się następnie do powiedzenia Artura Sandauera z 1956 r.: odwaga staniała, rozum podrożał. „Zdrożały też niestety pamięć i zwykła przyzwoitość. Chcę zatem napisać wyraźnie: gdyby nie odsunięcie PO od władzy w 2015 r., dziś już nie byłoby Instytutu Zachodniego. Gdy rząd PO-PSL zredukował budżet Iż z 2,4 mln do 0,88 mln w 2015 r., wymuszono na pracownikach, niezgodnie z prawem, „dobrowolną” rezygnację z połowy pensji. Jako profesor „belwederski” z 30-letnim stażem pracy musiałem się wtedy zadowolić miesięczną pensją 1580 zł netto, pod groźbą zwolnienia. Koleżanka, niezwykle zdolna ekonomistka tuz po habilitacji, odeszła, bo jej pensja wyniosła ok. 1 300 zł na rękę. Przypadała wówczas 70. rocznica utworzenia Instytutu, ale pracowników proszono, by ze względu na sytuację finansową oszczędzać nawet papier toaletowy. Przedstawiciele PO w Radzie Naukowej atakowali Instytut m. in. za to, że bada jeszcze najnowszą historię Niemiec i okupacji niemieckiej w Polsce. Należało, jak nam „wyjaśniał” w czerwcu 2008 r. minister Radosław Sikorski, koncentrować się na przyszłości. Instytut miał nie zajmować się już działalnością naukową, mimo że formalnie miał pozostawać instytutem naukowym”.

Prof. Żerko : dzięki „pisowskim” władzom obecny budżet IZ jest wystarczający do funkcjonowania

Prof. Stanisław Żerko zarzucił Jadwigi Kiwerskiej wygumkowanie tego, że „w 2015 r. jedynie PiS zainteresował się w wyraźny sposób dramatyczną sytuacją Instytutu Zachodniego”. Dodał, że poznański poseł tej partii Tadeusz Dziuba wystąpił z inicjatywą ratowania Instytutu poprzez przekształcenie placówki w ośrodek stricte ekspercki. „Inicjatywa ta była blokowana przez PO na etapie prac w komisji sejmowej. Dopiero po jesiennych wyborach 2015 r. Instytut Zachodni uzyskał ustawę, która w końcu uregulowała jego status oraz ustabilizowała sytuację ośrodka i jego pracowników. Ustawę przedstawiał w sejmie inny poznański poseł tej partii, dr Bartłomiej Wróblewski, nawiasem mówiąc były pracownik Instytutu. Odtąd Instytut Zachodni jest ośrodkiem eksperckim, podporządkowanym – podobnie jak Ośrodek Studiów Wschodnich – kancelarii premiera. Jest od kilku lat kierowany sprawnie i efektywnie, rozwija działalność z dużym rozmachem i na wielu polach. To wspólna zasługa pracowników i dyrektor Instytutu. A dzięki „pisowskim” władzom obecny budżet IZ jest wreszcie wystarczający do funkcjonowania, inaczej niż osiem lat temu, gdy PO usiłowała Instytut zagłodzić” – dodał.

„Rozumiem pojawiający się w obecnej atmosferze antypisowskiej wendetty lęk niektórych pracowników przed jakimś odwetem ze strony nowych władz. Trzeba się jednak szanować, bo „warto być przyzwoitym”. Zabrakło otóż w tekście J. Kiwerskiej istotnej informacji: za rządów PiS nikt nie został z Instytutu Zachodniego zwolniony. Nikogo nie spotkało nic złego za publiczne wyrażanie własnych poglądów. Wielokrotnie krytykowałem politykę PiS m. in. w sprawie reparacji od Niemiec, także w zeszłorocznym obszernym wywiadzie dla „Plusa Minusa”. Ostro, czasem nawet zbyt ostro wypowiadałem się o niektórych politykach PiS, włącznie z prezesem, w mediach społecznościowych. Nie usłyszałem ani słowa nagany ze strony dyrektor Instytutu, mimo że byłem ostro atakowany przez propisowskie media i przez niektórych polityków obozu wówczas rządzącego, włącznie z wiceministrami. Przeciwnie: ze strony dyrektor Instytutu słyszałem wyrazy wsparcia i podkreślenie, że opinie pracownika trzeba uszanować” – stwierdził w liście skierowanym do „Rzeczpospolitej”.

Czytaj więcej

Prof. Stanisław Żerko: Coś mi tu zgrzyta w sprawie reparacji

Dodał też, że „nikt rozsądny nie jest w stanie zaprzeczyć, że w ostatnich latach Instytut Zachodni wpisał się trwale jako ośrodek ekspercki, analizujący rzeczowo, kompetentnie i bezstronnie sprawy niemieckie”.

„Mam nadzieję, że będzie tę rolę pełnił nadal i nie zostanie zredukowany do jeszcze jednego ośrodka niemieckiej soft power w Polsce, propagującego fałszywe „pojednanie” z naszym zachodnim sąsiadem” – stwierdził.

Prof. Jadwiga Kiwerska : próbowaliśmy oddziaływać na polską polityką zagraniczną w nadziei, że przyniesie to korzyść Polsce, nie PiS-owi

Stanisław Żerko polemizuje z tezami listu, który napisała do redakcji „Rzeczpospolitej” prof. Jadwiga Kiwerska. Przypomniała ona, że w grudniu 2015 r. Sejm przyjął ustawę, na mocy której placówka uzyskała status państwowej jednostki organizacyjnej pod nadzorem Prezesa Rady Ministrów. „Przypomnijmy, na podstawie własnych ustaw funkcjonuje też PISM czy Ośrodek Studiów Wschodnich. Dla nas oznaczało to ustabilizowanie dotąd chwiejnej sytuacji prawnej i większą pewność finansową. Zyskaliśmy bowiem zagwarantowaną dotację podmiotową z budżetu państwa. O takie rozwiązanie IZ walczył niemal od momentu przełomu w 1989 r. Wreszcie się udało i był to efekt szerokiej ofensywy lobbingowej, jaką wobec poznańskich polityków wszystkich opcji prowadziliśmy od 2010 r.” – dodała.

„Jest też faktem, że ustawa wprowadzała inne rozwiązania w zakresie powoływania Rady Instytutu, które teraz znalazły się w gestii premiera oraz szefów niektórych resortów, w tym ministra spraw zagranicznych. To z ich wyłącznego nadania i bez jakiekolwiek choćby konsultacji z kierownictwem czy pracownikami IZ w Radzie znaleźli się profesorowie J. Czaputowicz, Z. Krasnodębski czy G. Kucharczyk i B. Musiał, a także inne osoby – mówiąc łagodnie – o wyrazistych poglądach. W kolejnej Radzie, powołanej w połowie ubiegłego roku i w tym samym trybie, zasiadły osoby, które – jak możemy się dowiedzieć – pojawiają się też w innych radach: A. Mularczyk, A. Przyłębski czy K. Wnęk. My na to wpływu nie mieliśmy, ale jest to kolejny czynnik powodujący, że IZ został włączony do grupy kontrowersyjnych instytutów i teraz poddany niesprawiedliwej ocenie” – dodała profesor.

„My próbowaliśmy oddziaływać na polską politykę zagraniczną w nadziei, że przyniesie to korzyść Polsce, nie PiS-owi. Staraliśmy się wprowadzać do dyskursu publicznego bogaty zasób wiedzy o obecnych procesach zachodzących w Niemczech i ich otoczeniu międzynarodowym. Takie zresztą były nasze zadania, określone ustawą z grudnia 2015 r. Czy to czyni nas instytutem pisowskim? Mamy wiele argumentów, aby się przed takim zarzutem bronić” – dodała prof. Kiwerska.

Premier odwołał Radę Naukową IZ

Przypomnijmy, że premier Donald Tusk odwołał członków Rady Naukowej placówki. W czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości do Rady instytutu trafili czynni politycy PiS m.in. Szymon Szynkowski vel Sęk, Arkadiusz Mularczyk i Andrzej Przyłębski były ambasador w Niemczech, mąż Julii Przyłębskiej, prezes Trybunały Konstytucyjnego.

- Ich działalność powinna służyć dobru ogółu, a nie wzmacnianiu pozycji jednej partii - argumentował szef kancelarii premiera Jan Grabiec.

Stanisław Żerko jest profesorem nauk historycznych, specjalizującym się w najnowszej historii Niemiec i stosunkach polsko-niemieckich. W Instytucie Zachodnim pracuje od 39 lat. Do redakcji „Rzeczpospolitej” przysłał list zatytułowany „Warto być przyzwoitym”. Zaznaczył, że to jego trzeci na tych łamach artykuł o Instytucie Zachodnim. Dwa poprzednie, w 2011 i 2014 r., przyniosły mu w tymże Instytucie duże kłopoty.

Upomnienie i ostracyzm po publikacji w „Rzeczpospolitej”

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
W obronie Instytutu Zachodniego: Miał przynieść korzyść Polsce, nie PiS
Polityka
Sondaż: PiS z największym spadkiem. Rośnie Konfederacja
Polityka
Szkody wizerunkowe, gratka dla wywiadu. Specjaliści o asystentce Donalda Tuska
Polityka
Unia wszczyna procedurę nadmiernego deficytu wobec Polski
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Polityka
Polityczne Michałki. Sejm rusza na wakacje a PSL z kontrofensywą, zaś Giertych przynosi KO „kontent rozliczeniowy”