Macron nie broni Tajwanu

Prezydent Francji usilnie chce się dystansować od USA. Budzi to coraz większy niepokój w UE.

Publikacja: 12.04.2023 03:00

Xi Jinping i Emmanuel Macron w Kantonie

Xi Jinping i Emmanuel Macron w Kantonie

Foto: AFP

To już właściwie tradycja, że ważne wywiady czy wystąpienia francuskiego prezydenta w sprawach polityki międzynarodowej uruchamiają falę niepokoju. Najbardziej znane przykłady z przeszłości to teza Emmanuela Macrona o „śmierci mózgowej NATO” (uczciwie dodajmy: wygłoszona na długo przed inwazją Rosji na Ukrainę) czy jego apele sprzed kilku miesięcy o stworzenie możliwości honorowego wyjścia dla Putina w kontekście wojny w Ukrainie.

Tym razem poszło o Chiny. Na pokładzie samolotu w drodze powrotnej z Pekinu do Paryża prezydent podzielił się z towarzyszącymi mu dziennikarzami przemyśleniami dotyczącymi roli UE w świecie. Wygłosił tam znaną dawno (i niekontrowersyjną) tezę, że UE powinna się stać mocarstwem na wzór USA czy Chin. Ale za ilustrację tej tezy posłużył mu przykład Tajwanu.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Macron w świecie dyktatorów

Nieswoje kryzysy

– Najgorszą rzeczą byłoby myślenie, że my, Europejczycy, musimy się stać naśladowcami w tym temacie i dostosować się do amerykańskiego rytmu lub chińskiej przesadnej reakcji – powiedział. Co więcej, jak twierdzi cytujący go portal Politico, zgodnie z tradycją Pałacu Elizejskiego wypowiedź prezydenta musiała być przed publikacją zatwierdzona przez służby prasowe Pałacu Elizejskiego. I te miały wyciąć idące nawet dalej komentarze prezydenta.

W sytuacji, gdy Chiny prowadziły właśnie manewry wojskowe wokół wyspy, taka narracja ze strony przywódcy jednego z najważniejszych państw UE zaniepokoiła polityków i ekspertów. Ich zdaniem brzmi to jak zachęta dla Chin do bardziej agresywnej polityki wobec wyspy, co miałoby katastrofalne skutki dla stabilności regionu.

– Problem z podejściem Macrona polega na tym, że wykorzystuje kwestię Tajwanu tylko po to, by raz jeszcze zademonstrować potrzebę oddzielenia się Europy od USA. To niebezpieczna gra – napisał znany niemiecki analityk spraw międzynarodowych Ulrich Speck.

Jeszcze dalej poszedł niemiecki poseł do Bundestagu Norbert Röttgen z CDU, były szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu. – Macronowi udało się zamienić swoją podróż do Chin w sukces PR-owy dla Xi (chińskiego przywódcy – red.) i katastrofę polityki zagranicznej dla Europy. Ze swoją ideą suwerenności, którą definiuje w kategoriach dystansu, a nie partnerstwa z USA, coraz bardziej izoluje się w Europie – napisał polityk.

A ponieważ Macron stwierdził w kontekście Tajwanu, że Europa nie powinna dać się wciągać w „nieswoje kryzysy”, to może Waszyngton powinien zacząć się zastanawiać, co z Ukrainą? Od razu zauważył to amerykański senator Marco Rubio. – Jeśli Europa nie opowiada się po stronie USA w sprawie Tajwanu, to może my też nie powinniśmy zajmować stanowiska w sprawie Ukrainy – powiedział.

Status quo

Status Tajwanu, wyspy oddalonej o 160 km od wybrzeża Chin kontynentalnych, jest niejasny, ale uznany międzynarodowo w wyniku kompromisu zawartego między USA i Chinami w latach 70. XX wieku. Tajwan nie deklaruje się jako państwo i nie jest za takie uznawany przez społeczność międzynarodową zgodnie z polityką „jednych Chin”. Ale w praktyce działa jak państwo: ma swój demokratycznie wybrany rząd, armię i suwerenną politykę w każdej dziedzinie. Również w zagranicznej, którą prowadzi poprzez sieć placówek określanych zazwyczaj mianem przedstawicielstw biznesowych.

Utrzymanie tego status quo jest w interesie wyspy i społeczności międzynarodowej, ale regularnie pojawiają się obawy, że Chiny mogą chcieć militarnie podporządkować sobie Tajwan. Z wypowiedzi Macrona można wyciągnąć wniosek, że te działania Chin, jak choćby manewry wojskowe, to nadmierna reakcja w odpowiedzi na działania USA. I że UE powinna w tej sprawie stać z boku. Tak uważa Sven Biscop, ekspert think tanku Egmont w Brukseli.

– Najlepsze jest utrzymanie status quo i o tym mówi Macron. A zdarza się niestety, że obie strony (Chiny i USA – red.) instrumentalizują Tajwan. My jako Europejczycy powinniśmy być ostrożni. Nie możemy w 100 proc. podążać za każdą amerykańską decyzją – uważa ekspert. Inni też uważają, że kluczowe jest zachowanie status quo, ale inaczej odczytują wypowiedź francuskiego prezydenta.

– Przywołując jedynie „rytm USA” i „przesadną reakcję Chin”, Macron czyni USA jedynymi odpowiedzialnymi za napięcia, a nie Chiny, których celem jest jednak przejęcie kontroli nad Tajwanem, zmiana status quo. To jest całkowity błąd analizy – uważa Antoine Bondaz, analityk paryskiej Fundacji Badań Strategicznych.

Według niego Macron gra w grę Pekinu, sugerując, że Francja pozostanie neutralna i odrębna w scenariuszu kryzysu w Cieśninie Tajwańskiej. Chiny nie muszą się zatem martwić o reakcję Francji i UE, która ostatecznie osłabia efekt odstraszania. Według niego takie podejście stoi w sprzeczności z dotychczasową praktyką Francji i zaleceniami tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych. I taki niejasny przekaz ze strony Macrona może mieć katastrofalne skutki.

Polityka
Meta przekazała darowiznę na fundusz inauguracyjny Trumpa. Zuckerberg poprawia stosunki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Asad uciekł z Syrii. Rosjanie pozostali w swych bazach
Polityka
Nie będzie litości dla oprawców z reżimu Asada
Polityka
Donald Trump Człowiekiem Roku magazynu „Time”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Donald Tusk po spotkaniu z Emmanuelem Macronem: To wyborcy będą wybierali prezydentów, a nie Putin