Poinformowała o tym gazeta internetowa „Znak", powołując się jednocześnie na pięciu wysokiej rangi informatorów. Z doniesień tych wynika, że na polecenie Władimira Putina członkowie rządu, deputowani Dumy oraz członkowie prezydenckiej administracji mają wycofać członków swoich rodzin z zagranicy. W pierwszej kolejności studiujące na Zachodzie dzieci miałyby się przenieść na rosyjskie uczelnie. Dotyczy to również szefów rosyjskich korporacji państwowych, którzy często wysyłają za granicę swoje dzieci oraz kupują tam nieruchomości.
– Nie słyszałem o tym i nie widziałem – odpowiedział wymijająco rzecznik rosyjskiego prezydenta Dmitrij Pieskow. Gdyby informacje te się potwierdziły, oznaczałoby to, że Rosja po raz kolejny sięgnęła po radzieckie tradycje. W ZSRR osoba mająca członków rodziny za granicą nie mogła zajmować stanowisk państwowych. Co więcej, mieszkający na Zachodzie bliscy często stawali się pretekstem do represji politycznych.
Za zakazem wysyłania członków rodziny urzędników państwowych za granicę wielokrotnie opowiadała się Komunistyczna Partia Rosji (KPRF), ale dotychczas propozycje te nie miały poparcia władz.
– Nie dostałem na razie takich rekomendacji. Ale jeżeli od jakiegoś czasu mówimy o nacjonalizacji elit w Rosji, to powinien obowiązywać moralny kodeks. Członkowie rodziny przedstawicieli władzy państwowej powinni kształcić się i mieszkać na terenie Rosji – mówi „Rz" deputowany rosyjskiej Dumy Dmitrij Nowikow, wiceszef KPRF.
Jak twierdzi, niewiele rodzin może pozwolić sobie na wysyłanie dzieci na studia za granicą. – Głównym problemem jest to, że obowiązująca w Rosji polityka gospodarczo-socjalna jest bardzo liberalna i odpowiada interesom jedynie dolarowych miliarderów i milionerów. W tym czasie, gdy rosyjskie społeczeństwo biednieje, oni pomnażają swoje kapitały. Dopóki nie przeprowadzimy nacjonalizacji elit, Rosja wciąż będzie mocno podzielona na biednych i bogatych – dodaje.