W czwartek burzę polityczna wywołały doniesienia dotyczące finansów Komitetu Obrony Demokracji. Według ustaleń "Rzeczpospolitej" pieniądze ze zbiórek publicznych na KOD trafiały do firmy lidera Komitetu Mateusza Kijowskiego i jego żony Magdaleny Kijowskiej. Łącznie - jak ustalili dziennikarze - chodzi o faktury na kwotę 91 tys. 143,5 zł.

Kijowski powiedział, że pieniądze, które trafiły na konto spółki MKM-Studio, nie są "z puszek", a były to darowizny kierowane. Podkreślił, że są to faktury za usługi informatyczne; według niego nie on zlecił te zadania swojej spółce. Podkreślał, że dokumenty były i są do wglądu, a on nigdy niczego w tej sprawie nie ukrywał. "Była to decyzja nie moja, tylko osób, które odpowiadały wtedy za takie decyzje finansowe. To się odbywało przez Komitet Społeczny zorganizowany dla zarządzania pieniędzmi zbieranymi na różne sposoby i decyzje były podejmowane w korespondencji z zarządem KOD" - powiedział Kijowski. Sugerował, że skierowanie dokumentów do mediów było prowokacją związaną ze zbliżającymi się wyborami władz w KOD. Jak podkreślił, nie widzi potrzeby zawieszenia swojego przewodnictwa w KOD.

Sprawę na Facebooku skomentował Lech Wałęsa.

"Atak na Pana Kijowskiego jest niemądry i nieuczciwy bez znajomości spraw i rzeczy. Nie da się zaczynać podobnej działalności w podobnej sytuacji od intercyzy. Na początku każdy oddany działacz stawia wszystko w tym cały swój prywatny majątek" - napisał były prezydent.

"Uporządkowanie i rozdział następuje później. Nie znam nikogo w Polsce i na świecie. Kto by inaczej zaczynał i postępował" - kończy Wałęsa.