Holland przyjęła statuetkę z rąk prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacka Bromskiego i Krzysztofa Zanussiego, który w zespole „Tor” był jej pierwszym szefem. Dziękując, jak zawsze, mówiła o radości z „bycia znów razem na festiwalu. Przyznała, że bardzo ją cieszy, że do kina przyszła młodość. Uznała za oburzające, że jest pierwszą kobietą - laureatką Platynowych Lwów, choć przedtem podobnych nagród wręczono już około trzydziestu. „Ale choć jestem tu pionierką, nie jestem ostatnia i za mną idzie fala utalentowanych, mocnych i pewnych swego głosu i swojej siły kobiet”. Stwierdziła. A dalej mówiła o tym, co dziś jest dla niej ważne:
Mam poczucie, że to się dzieje teraz, że szczepionka Holokaustu i gułagów przestała działać i czasy nienawiści mogą łatwo wrócić, a może już wracają.
— Chciałam powiedzieć coś o sobie, o tym, dlaczego robiłam to, co robiłam i dlaczego pewnie jeszcze będę coś robić. W moim dorobku mam filmy, może szczególnie dla mnie ważne, które mówiły o czasie trudnym, tragicznym, strasznym. O czasie pogardy, okrucieństwa i nienawiści. Mówiły o reżimach, które dzielą ludzi na lepszych i gorszych, na tych, którym przysługuje prawo do życia i tych, którzy są podludźmi skazanymi na cierpienie i śmierć. Mówiły o politykach, którzy grają strachem i manipulują opinią publiczną, żeby utrzymać władzę. O skorumpowanych mediach, o obojętności społeczeństw. Mówiły o tym nie dlatego, że chciałam przywołać historię, oddać sprawiedliwość ofiarom tamtych czasów i przypomnieć ich los, ale dlatego, że miałam świadomość, że ten czas się nie skończył, tylko zasnął. I może powrócić w każdej chwili, jeśli nie będziemy dostatecznie uważni.
Od pewnego czasu mam poczucie, że to się dzieje teraz, że szczepionka Holokaustu i gułagów przestała działać i czasy nienawiści mogą łatwo wrócić, a może już wracają. Nie chodzi więc tylko o to, żeby mówić o przeszłości, o cierpieniu milionów i odwadze jednostek, ale także, żeby się rozejrzeć i uświadomić sobie, gdzie jesteśmy dzisiaj.