Słabością przepisów wymagających zasięgnięcia opinii jakiegoś organu jest to, że na ogół nie określają żadnych terminów. Czytając je zatem literalnie, można by dojść do wniosku, że brak opinii przekreśla ważność działań, do których jest ona wymagana. Taka interpretacja nie wydaje się jednak zasadna. Wystarczyłaby wtedy przecież odrobina złej woli, żeby misterne konstrukcje prawne legły w gruzach.
Przepisy o służbach specjalnych nie są wyjątkiem. Ustawodawca nie zakreśla prezydentowi żadnego terminu na wydanie opinii o kandydatach na szefów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służby Wywiadu Wojskowego.
Z art. 14 ustawy o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Agencji Wywiadu (DzU z 2002 r. nr 74, poz. 676 ze zm.) wynika, że szefa ABW powołuje premier po zasięgnięciu opinii prezydenta, kolegium ds. służb specjalnych oraz Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Z przepisów wynika też, że zwracając się o opinię, premier powinien znać już zdanie kolegium i przekazać je prezydentowi. Podobne są zasady obejmowania funkcji przez szefa SWW (art. 13 ustawy o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego, DzU z 2006 r. nr 104, poz. 709 ze zm.). Tyle tylko że premier działa tam z inicjatywy ministra obrony narodowej, a do wniosku kierowanego do prezydenta premier powinien dołączyć nie tylko opinię kolegium, ale i Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.
Prawnicy nie są zgodni co do oceny powstałej sytuacji. Ale to chyba nieuniknione, bo przepisy są wybitnie uznaniowe. Pod adresem premiera nie pada jednak zarzut naruszenia prawa. – Nie znając dokładnej treści pytań, jakie prezydent skierował do premiera, trudno ocenić, czy doszło do naruszenia przepisów. Wydaje mi się jednak, że kurtuazja nakazywała poczekać na prezydencką opinię. Nawet gdyby prezydent zwlekał z jej wydaniem, premier miał prawo oficjalnie i głośno zapytać, czy i kiedy można się opinii spodziewać. Albo czy prezydent z jej wydania w ogóle zamierza zrezygnować – uważa Genowefa Grabowska, europoseł i profesor Uniwersytetu Śląskiego.
Wielu ekspertów jest jednak zdania, że o naruszeniu przepisów przez premiera mowy być nie może. Niektórzy z nich wskazują, że brak opinii to też opinia. Krótko mówiąc, taki brak odniesienia się do danej kandydatury oznacza jej aprobatę.