Tyle że jego przeciwnicy dodają do tego złośliwie słówko – na razie. Ale wydaje się jednak, że podejrzewanie Grzegorza Schetyny o działania nielojalne wobec Donalda Tuska ma wątłe podstawy. Nie tylko dlatego, że Schetyna przez kilkanaście lat udowodnił, że jest wobec obecnego premiera niezwykle lojalny, że jak mówią w kuluarach, „gra na niego”. Ale też z tego prostego względu, że byłyby to działania niepraktyczne. – Nie ma nikogo w Platformie tak dobrego jak Tusk – stwierdza i chyba nie można odmówić mu racji.
Z różnych badań opinii wynika, że popularność Platformy przede wszystkim opiera się na osobie Tuska. Notowania rządu wprawdzie są słabe, ale notowania premiera znacznie wyższe.
Dlatego bardziej przez pryzmat praktycyzmu niż osobistych ambicji Grzegorz Schetyna zdaje się podchodzić do spekulacji na temat tego, że zastąpi Tuska na stanowisku premiera. – Chcę, by Donald Tusk był premierem jak najdłużej. Ta konstrukcja jest optymalna na dziś. Nie ma lepszego wariantu – mówi Schetyna.
W kuluarach jednak słychać, że w otoczeniu premiera niezwykle popularna jest idea przeprowadzenia wcześniejszych wyborów do Sejmu, jeszcze w 2009 roku. Schetyna jest temu pomysłowi zdecydowanie przeciwny, mimo że po takich wyborach, jak mówią niektórzy, mógłby zostać szefem rządu.
Choć trudno też nie zauważyć, że pomału przygotowuje się na wypadek, gdyby jednak miał zostać premierem. Ci, którzy go znają, mówią, że zamyka fronty, stare konflikty w Platformie. Że zaczął dbać o to, jak wypada w mediach. Zgodził się nawet na rodzinną sesję w „Vivie” z żoną i córką w domu, na której jednak, wbrew zapewne wysiłkom specjalistów od obróbki fotografii, jego uśmiech jest sztuczny.
Czasem zaskakiwany pytaniem, umie zupełnie naturalnie odpowiedzieć, i to w sposób, który zjednuje mu życzliwość. Gdy niedawno był gościem TVN24, na pytanie Justyny Pohanke, co jest dla niego najważniejsze teraz w życiu, najpierw palnął politycznie: – Teraz myślę o interesie narodu. Ale kilka chwil potem na podobnie sformułowane pytanie odpowiedział jak człowiek: – Żeby rodzina była zdrowa i żebym częściej mógł być w domu we Wrocławiu.
Uważni obserwatorzy poczynań Grzegorza Schetyny mówią jeszcze, że starannie pielęgnuje relacje z magnatami medialnymi – Zygmuntem Solorzem i Mariuszem Walterem. To w koncernie Solorza pracował przez ostatnie lata Krzysztof Bondaryk, szef ABW, który, jak opisywali to Luiza Zalewska i Tomasz Butkiewicz w „Dzienniku”, kontroluje teraz postępowania wyjaśniające interesy właściciela Polsatu. Schetyna za Bondarykiem stoi murem
Budowanie relacji z ITI jest jeszcze lepiej widoczne. Platforma podjęła decyzję o przekazaniu ogromnych pieniędzy na budowę stadionu Legii w Warszawie, klubu, który należy właśnie do ITI. Żeby tak niepopularną decyzję działacze Platformy bez mrugnięcia okiem zaakceptowali, trzeba było i w tej sprawie żelazną ręką zaprowadzić dyscyplinę w partii. Schetyna promuje też projekt ustawy o bezpieczeństwie na imprezach masowych. Z jednej strony kreuje go to na szeryfa, który walczy z chuliganami na stadionach, z drugiej – ustawa daje klubom prawo wprowadzania zakazów stadionowych. Bez sądów, wyroków, policji. To da skuteczną broń ITI do rozprawienia się z niepokornymi wobec właścicieli klubu kibicami Legii. Dlatego na meczach słychać: „Grzegorz Schetyna to Waltera jest dziewczyna”.
[srodtytul]Twardziel na luzie[/srodtytul]
Ale Schetyna nie jest łatwym celem dla opozycji. Bardzo wielu polityków po prostu go lubi. Nie tylko na lewicy, gdzie niektórym, tak jak Jerzemu Szmajdzińskiemu, zdarzało się blisko z nim współpracować, gdy zasiadał w radzie nadzorczej klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław, ale i polityków PiS. – Zna państwo, wie, czym jest rządzenie, na czym polega władza. W Polsce niewielu to umie – mówi Paweł Kowal z PiS. Wiadomo też, że niektórzy ludzie PiS, np. Mariusz Kamiński, nie potracili swoich stanowisk właśnie dlatego, że nie pozwolił na to wicepremier pamiętający ich z czasów wspólnej działalności w podziemiu czy NZS. Z jednej strony gra tu pewnie rolę sentyment, z drugiej, jak w przypadku szefa CBA, towarzyszy temu taktyka polityczna. Świadomość istnienia CBA zarządzanego przez człowieka z przeciwnego obozu politycznego jest niezłym straszakiem dla tych polityków PO, którzy chcieliby podążyć drogą byłej posłanki Sawickiej.
Stojąc na czele ogromnego ministerstwa, jednocześnie zarządzając w praktyce partią, poganiając i dyscyplinując innych ministrów i wtrącając się niemal we wszystkie strategiczne dziedziny, Schetyna wyrósł faktycznie na jedną z najpotężniejszych osób w kraju. Przy czym – jak mówią mi politycy z różnych stron – nie przewróciło mu się w głowie, nie jest ani butny, ani wyniosły, raczej na luzie i z uśmiechem, jak zwykle. Ten luz i uśmiech bywają zwodnicze, bo za nimi kryje się bezwzględna dbałość o interesy partii, lidera i własną pozycję. Ale ponoć wcale nie jest też taki twardy i bezwzględny, jakby wynikało z powtarzanych opinii. Potrafi być otwarty, ciepły i zawsze – jak sam deklaruje – szuka możliwości rozmowy. Chyba że nie jest mu ona do niczego potrzebna, wtedy nie rozmawia, tylko atakuje, jak w przypadku różnych szarż wobec polityków PiS.
Kiedyś powiedział, że w podziemiu nauczył się mieć dwie twarze: konspiratora i bawiącego się studenta. Teraz też je ma. Prócz zaprawionej w bojach twardej skóry (to mój najlepszy nosorożec – miał o nim kiedyś powiedzieć Donald Tusk) ma jeszcze dystans do siebie i ironię. Jeśli przyjdzie co do czego, będzie zapewne uroczym kanclerzem.