W 2009 roku w PiS uruchomiono tzw. karty parlamentarzystów. Trafiają do nich informacje o działalności posłów, które służą później szefostwu partii w podjęciu decyzji o miejscach na listach. Początkowo systemu ocen miał w parlamencie złą sławę. Prasa publikowała wypowiedzi posłów PiS, że „teczki" służą ich terroryzowaniu. Jednak teraz po podobne rozwiązania sięgają też inne ugrupowania.
– Pracujemy nad systemem narzucenia konkretnych działań członkom kierownictwa klubu i posłom. Z ich wykonania będą rozliczani w skwantyfikowany sposób – mówi Łukasz Gibała, poseł Ruchu Palikota. Podobny system wprowadził już Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Obie partie uruchomiły też platformy wewnętrznej komunikacji członków. W SLD jest on elementem systemu informatycznego, opartego na stosowanej w dużych korporacjach platformie Microsoft SharePoint.
– Partie sięgają po rozwiązania rodem z dużych firm, bo są organizacjami takimi, jak każde inne – tłumaczy Jeremi Mordasewicz, ekonomista z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. – Z tą różnicą, że działania przedsiębiorstw weryfikuje rynek, a partii wyborcy. Nic dziwnego, że chcą zwiększyć swoją efektywność – dodaje.
Jednak nie wszystkie partie dały się porwać dążeniu do nowoczesności. W tej dziedzinie wyraźnie widać podział na opozycję i koalicję. Z nowych technologii w ograniczony sposób korzysta współrządzące PSL, dysponujące stosunkowo zaawansowanymi wiekowo działaczami. Z kolei politycy rządzącej PO przyznają, że w partii brakuje jasnego systemu oceny posłów i działaczy lokalnych.