Na liście nagranych osób są nie tylko politycy PiS, ale także wojewoda warmińsko-mazurski Marian Podziewski i prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz.
Sprawa podsłuchów ma związek z rozwodem Katarzyny Sztylc, dziś żony posła Tomasza Kaczmarka czyli agenta Tomka. Kaczmarek zeznał prokuraturze, że Arkadiusz Sztylc wynajął agencję detektywistyczną, która miała podsłuchiwać jego żonę - Katarzynę. W tamtym czasie kontaktowała się ona również z kilkoma politykami.
Część nagranych rozmów została wykorzystana jako dowód w sprawie rozwodowej, ale pozostałe taśmy, jak twierdzi agent Tomek, wciąż są w posiadaniu Sztylca. Kaczmarek przyznał, że Arkadiusz Sztylc miał nimi szantażować jego żonę - miał mówić, że jeśli kobieta nie spełni jego żądań, upubliczni pozostałe nagrania z udziałem polityków.
Tomasz Kaczmarek powiedział prokuraturze, że wiedzę na temat nagrywania osób publicznych uzyskał od dziennikarza. "Jego danych personalnych nie ujawnię. (...) Ten dziennikarz jest z redakcji Wprost" - stwierdził.
Zeznania w śledztwie składał również sam Arkadiusz Sztylc. Śledczym powiedział, że podsłuchane rozmowy jego byłej żony "ktoś mu podrzucał". "Dostałem je od nieznanych mi osób, były one w mojej skrzynce na listy. To kilka płyt. Po prostu je otworzyłem i odsłuchałem w domu, a następnie wykorzystałem je w sądzie" - powiedział Sztylc.