Rządowy kompleks przy ul. Parkowej mieści się w bezpośrednim sąsiedztwie warszawskich Łazienek. Wśród kilku budynków znajduje się willa zwyczajowo przynależna premierowi. Jest dobrze skomunikowana z Belwederem i Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, a jej głównym atutem jest bezpieczeństwo. – Obiekt jest dobrze znany służbom, zabezpieczony techniką ochronną i stałymi posterunkami – informuje rzecznik BOR mjr Dariusz Aleksandrowicz.
Dlatego mieszkali w nim niemal wszyscy premierzy, z wyjątkiem m.in. Jana Olszewskiego i Marka Belki, którzy woleli swoje mieszkania w Warszawie. Kolejnym wyjątkiem chce się stać Ewa Kopacz. Przy Parkowej odbywa tylko spotkania, a nocuje w gorzej chronionym hotelu sejmowym.
Oficjalnie BOR twierdzi, że problemu nie ma. – Jesteśmy powołani do tego, by zapewnić pani premier bezpieczeństwo w każdym miejscu – zapewnia mjr Aleksandrowicz.
Były antyterrorysta Jerzy Dziewulski załamuje jednak ręce. – Ewa Kopacz musi zrozumieć, że nie można łamać tego, co stanowi podstawę systemu bezpieczeństwa – ocenia.
Ping-pong na poddaszu
W hotelu przy Wiejskiej Kopacz ma do dyspozycji dwupokojowy apartament na pierwszym piętrze, który znajduje się w ciągu pomieszczeń zajmowanych przez innych posłów. Gdy pełniła funkcję marszałka, przysługiwała jej dodatkowo suita składająca się z bardziej reprezentacyjnych pokoi, jednak obecnie jej nie zajmuje.
Dlaczego do tej pory nie wyprowadziła się z hotelu? Spytaliśmy o to jej kancelarię. Ta potwierdziła, że premier wciąż mieszka przy Wiejskiej, ale powodów nie podała.
Osoby z otoczenia Kopacz mają kilka teorii: od wizerunkowych po osobiste. – Premier zdaje sobie sprawę, że w momencie przeprowadzki okoliczne drzewa obsadziliby paparazzi, a tabloidy pisałyby, iż wybrała luksusy – tłumaczy jeden z nich.